Metamorfoza - felieton młodej mamy

2019-10-07 12:41

Na długo, zanim dziecko wydało z siebie pierwszy ryk, w moim mózgu jakiś wajchowy przerzucił zwrotnicę z Dziewczyny na Matkę.

metamorfoza felieton
Autor: Getty images

Pewnej pięknej wiosny okazało się, że poimprezowy kac, który długo nie chciał mnie opuścić, to ciążowe mdłości. Kiedy już wyszłam z szoku spowodowanego radosną nowiną, zaczęłam dostrzegać korzyści w zaistniałej sytuacji. Z dziewczęcą próżnością wyciągnęłam z szafy ulubione luźne, kwieciste kiecki z panieńskich czasów – teraz mogłam je nosić bezkarnie, nie narażając się na głupie komentarze w rodzaju: „Nie mów, że jesteś w ciąży” (prawidłowa odpowiedź na takie zaczepki brzmiała: „Nie mówię. Jestem.”).

Kiedy mąż przekornie proponował na kolację znienawidzoną przeze mnie, a ukochaną przez niego kaszankę, wzdrygałam się, patrząc nań z niemym wyrzutem i miną urażonego majestatu – to wystarczyło, żeby wycofał niewczesną propozycję. Lato minęło pod znakiem leniwych weekendów, długiego, sennego urlopu, pławienia się w życzliwości rodziny i przyjaciół oraz picia hektolitrów tłoczonego przez troskliwą teściową świeżego soku z buraka i marchwi.

Abstrakcja

Jesienią przyszła myśl, że trzeba się ocknąć z miłego letargu. Zaczęliśmy szykować wyprawkę, kompletować śmiesznie małe śpioszki, kaftaniki i koszulki. Kupiliśmy łóżeczko, wózek, wanienkę i rozmaite absurdalne gadżety w rodzaju laktatora i podgrzewacza do butelek. Mimo to nie umiałam sobie wyobrazić, jak to będzie.

Czułam, jak dziecko rośnie, wierci się we mnie i częstuje seriami kopniaków – to było naturalne i normalne, do tego przywykłam. Mogłabym tak nosić je do pełnoletności. Ale urodzić, karmić, przewijać? Abstrakcja. Oczywiście, czytałam mnóstwo książek, ale czułam przez skórę, że przeczytać a przeżyć to nie to samo.

Beztroska

Żyłam z dnia na dzień, zawieszona w czasie, czekając na godzinę zero i nie troszcząc się o jutro. I to chyba była najlepsza taktyka, bo wkrótce po prostu nie dało się inaczej. Kiedy przyszła zima i mój brzuch urósł do gigantycznych rozmiarów, przyszedł moment, który uważam za przełomowy w procesie stawania się matką: musiałam skupić się na tym, by jakoś przeżyć kolejny dzień. Jedyne wygodne zimowe buty trzeba było wiązać na sznurowadła. Żeby dokonać tej sztuki, robiłam wygibasy godne kobiety-gumy.

W dodatku trzeba się było ciepło ubrać; śliczne letnie sukienki poszły w zapomnienie, a do stałego programu weszły: rozciągnięty sweter, czarne pikowane ogrodniczki, wełniana czapka na uszy i płaszcz-namiot, jedyny, który się na mnie dopinał.

Kiedy to wszystko na siebie włożyłam, wyglądałam jak Miss Nurków Śmietnikowych porażona niedowładem kończyn (dreptałam po zlodowaciałych chodnikach skupiona na tym, żeby się nie poślizgnąć). I tak się telepałam prawie do ostatnich dni. Czułam się nieźle, dowcipkowałam, czekałam na poród jak dziecko na noworoczne fajerwerki.

I nie zdawałam sobie sprawy, że już nie jestem tą Dziewczyną, którą byłam jeszcze pół roku temu. Kiedy to dzisiaj wspominam, myślę sobie, że gdyby nie ciąża, nigdy w życiu nie wyszłabym na ulicę ani do pracy tak okropnie ubrana. I nie byłabym w stanie zasnąć spokojnie, mając przed sobą perspektywę pobytu w szpitalu.

 

Zimą zaczęłam bimbać na to, w co się ubieram – byle było ciepło i wygodnie. Życie zyskało właściwe proporcje: nieważne, jak wyglądam, ważne, że się dobrze czuję i wszystko jest w porządku. 

 

Znieczulenie

Było mi całkowicie obojętne, jak wyglądam i co będzie jutro, dopóki się dobrze czułam i jakoś mogłam dotrwać do wieczora. Z tyłu głowy kołatała się myśl, że za miesiąc będzie po wszystkim, zrzucę brzuch i zacznę znowu ubierać się i żyć normalnie. Chyba to matka natura tak łaskawie mnie znieczuliła.

Niestety, po porodzie znieczulenie zeszło. Nadal miałam brzuch, jakbym była w ciąży, nie mieściłam się w normalne ciuchy. Dziecko, które miało jeść na żądanie i spać – nie chciało ani jeść, ani spać (ale żądać – żądało, tylko nie bardzo wiedziałam, czego). Moje dni i noce zmieniły się w nieskończony szereg nieprzespanych godzin. Niepodobna było dłużej ignorować, że jest strasznie.

Objawienie

Jednak z czasem wróciłam do figury, zaczęłam przesypiać noce, chodzić do kina i czytać książki –  tak jak to sobie wcześniej wyobrażałam. Dziecko jadło i spało o określonych porach i z dnia na dzień było coraz rozkoszniejsze. Ale zanim to nastąpiło, minęło parę koszmarnych miesięcy.

Nie wytrzymałabym tego, gdybym podczas ciąży nie nauczyła się żyć z dnia na dzień. Po prostu – przetrwać kolejną godzinę, kolejny dzień, zostawiając na boku sprawy nieistotne, nie przejmując się głupstwami, nie oczekując zbyt wiele. Ta umiejętność bardzo pomaga być matką.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.
Nasi Partnerzy polecają

NOWY NUMER

POBIERZ PORADNIK! Darmowy poradnik, z którego dowiesz się, jak zmienia się ciało kobiety w ciąży, jak rozwija się płód, kiedy wykonać ważne badania, jak przygotować się do porodu. Pobieram >

Pobieram
poradnik ciaza