W wakacje dzieci mają więcej wolnego czasu, spędzają go w swoim towarzystwie. Umawiają się nie tylko na zdalne granie czy na boisko, odwiedzają siebie w domach. Pani Małgorzata cieszy się, że znajomi jej dzieci chętnie do nich przychodzą, dobrze się u nich czują. Ale jest jeden problem - jedzenie. Znacie to? To może podpowiecie jakieś rozwiązanie.
Oddaję głos pani Małgorzacie.
„Dzieciaki wpadają do nas i w ciągu roku szkolnego, ale teraz zadomowiły się na dobre”
Lubię, gdy dom jest pełen ludzi. Z dorosłymi jest trudniej, każdy ma swoje sprawy, nikt ot tak nie wpada, trzeba się umówić, zaplanować. Dzieci mają łatwiej, po prostu działają. W wakacje mają jeszcze więcej swobody, spędzają ze sobą całe dnie. Na zewnątrz i w środku. Cieszy mnie to, że chętnie do nas przychodzą. Dzieciaki wpadają do nas i w ciągu roku szkolnego, ale teraz zadomowiły się na dobre. Z jednej strony to super, widzę, ile to daje moim dzieciom, rola gospodarza jest dla nich ważna. Ale jest i ciemna strona medalu - wyżywienie tego towarzystwa.
Są różne przekąski, którymi naje się cała grupa, przecież nie ma większego znaczenia, czy paczkę chrupek zje jedno dziecko, czy pięcioro. Zakup jest ten sam. Gorzej z tym porządniejszym jedzeniem, przecież jak moje są głodne, to nie powiem, żeby się schowały, żeby ich goście nie widzieli, jak jedzą. Robię kanapki wszystkim. Podobnie jest z obiadem, karmię wszystkich obecnych. Tylko to kosztuje.
„Nie mogłam patrzeć, jak moje dzieci jedzą, a inne patrzą im w talerz”
Miałam moment, że stwierdziłam, że przecież nie jestem odpowiedzialna za wszystkie dzieci. Mają swoje domy, jak zgłodnieją to pójdą do siebie. Ale nie wytrzymałam długo. Nie mogłam patrzeć, jak moje dzieci jedzą, a inne patrzą im w talerz. Może i dla dzieciaków to normalne, nie działa się im żadna krzywda, ale ja się czułam jak jakaś wyrodna matka.
Karmię więc całe stadko. Staram się nie zbankrutować, ale i nie spędzić całego dnia w kuchni, ubijając kotlety dla pułku wojska, więc wybieram dania, które po prostu łatwo zrobić i łatwo podzielić. Zupa, makaron i ryż to podstawa. Robiliśmy też pizzę, ale z tym jest za dużo zamieszania, no a zamawiać dzień w dzień się nie da.

„Wiem, że po prostu tak nie potrafię”
Przyznam, że w domu mamy właściwie dwa obiady. Jeden stołówkowy, którym wykarmiam gości z podwórka, drugi ten normalny, abyśmy mogli jeść coś więcej niż makaron z sosem pomidorowym. Tłumaczę sobie, że nic się nie stanie, jeśli nie dam innym dzieciom jedzenia, ale wiem, że po prostu tak nie potrafię.
Szukam więc jakiś rozwiązań, może ktoś mądry wpadł na jakieś rozwiązanie, które sprawdza się u niego? Dajecie dzieciom jedzenie na wynos? Umawiacie się z innymi rodzicami, u kogo danego dnia jest stołówka? A może wasze dzieci wiedzą, w którym momencie powiedzieć „do widzenia”? Naprawdę nie wiem, co robić. Chcę, aby dzieci do nas przychodziły, naprawdę to lubię. Może robię problem z niczego, ale dla mnie to ważne i chciałabym znaleźć rozwiązanie, które nie będzie po prostu karmieniem własnych dzieci, z pominięciem tych cudzych.
Te teksty rodziców słyszało każde dziecko. Śmieje się z nich cały internet. Zobacz najlepsze memy!