Deynn i Daniel Majewski 7 kwietnia powitali na świecie synka. Niedługo potem okazało się, że obecność ich suczki Didi może być niebezpieczna dla dziecka.
Deynn i Majewski: młodzi rodzice realnie ocenili zagrożenie
Narodziny dziecka to wydarzenie, które zmienia życie rodziców. Wyczekiwany Romeo swoim pojawieniem się na świecie sprawił Deynn i Danielowi moc radości. Oboje - mając świadomość, że mogą pojawić się różnego rodzaju problemy - podkreślali, że nie zamierzają dać się wystraszyć opowieściom o trudnościach związanych z ciążą, porodem, połogiem i wychowaniem dziecka.
Jednocześnie - pokazali, że potrafią reagować adekwatnie do sytuacji. Gdy tylko okazało się, że ich pies może być zagrożeniem dla maluszka - nie zamierzali ryzykować bezpieczeństwa dziecka.
Didi to bulgog francuski, który trafił do ich domu z pseudohodowli. Niewykluczone, że właśnie to jest powodem problemów z agresją suczki.
Deynn i Majewski podjęli trudną decyzję
O tym, że rodzicielstwo to odpowiedzialność, która często wiąże się z trudnymi decyzjami, Deynn i Majewski przekonali się już na samym początku tej drogi.
Kiedy tylko okazało się, że Didi może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa dziecka - suczka trafiła do mieszkania babci Majewskiego. Młodzi rodzice mieli nadzieję, że dzięki behawioryście, Didi wkrótce znów będzie z nimi.
Wiadomo już, że tak się nie stanie. Okazało się, że ostatnio Didi zaatakowała innego psa. To przesądziło o tym, że Deynn i Majewski zdecydowali: najważniejsze jest bezpieczeństwo dziecka.
W niedzielę podjęliśmy najtrudniejszą, najsmutniejszą decyzję. Didi do nas na 99,9% nie wróci. Dawaliśmy sobie nadzieję i troszkę chcieliśmy sami siebie oszukać.
- powiedział Majewski. Mimo że suczka robiła już pewne postępy, w ostatni weekend wydarzyło się coś, co przesądziło sprawę. W sobotę zadzwoniła babcia Daniela Majewskiego - zapłakana i przerażona. Tuż po tym, jak Didi obwąchiwała się z mniejszym od siebie pieskiem i...
Po chwili złapała tego psa i nie chciała go puścić. Podobno były to dantejskie sceny - pełno krzyku. Właścicielka tego drugiego psa krzyczała na kolanach, próbowała rozdzielić
- z tego, co mówił tata Romeo, sytuacja była naprawdę poważna. Dlatego rodzice Romeo uznali, że suczka nie może do nich wrócić.
