Milenialsi chętnie wracają do czasów swojego dzieciństwa. Wspominamy nie tylko nasze ukochane zabawki, niewiele wystarczy, aby uruchomić lawinę wspomnień. Zabawy na trzepaku, wymienianie się karteczkami, historyjki z gumy Donald, nawoływanie pod oknami - to tylko kilka elementów naszej codzienności. Nikt nas nie odbierał ze szkoły, chodziliśmy sami na zakupy, klucz na szyi był elementem obowiązkowym. Nie wszystko było idealne, oczywiście, ale większość z nas dobrze wspomina te beztroskie czasy.
Mama z Instagrama zaproponowała, aby cofnąć się o 40 lat. Do lat 60. XX w.? O nie, chodzi o lata 80. Korzysta z dawnych metod wychowawczych, tych, które doskonale znamy z własnego dzieciństwa. „Absolutnie się nie wstydzę” - tak napisała o ośmiu sposobach, które wykorzystuje na co dzień.
Mama wychowuje dzieci jak w latach 80. Dobrze znacie te sposoby
Vanessa to aktywna w mediach społecznościowych mama. I chociaż treści parentingowe nie dominują na jej Instagramie, rodzice również znajdą tu coś dla siebie. Popularny, cytowany przez zagraniczne media, stał się wpis w którym przyznała, że wychowuje dzieci, tak jakby był rok 1985 r. Z których metod korzysta?
- Nie kupuje mnóstwa rzeczy. Prezenty są na urodziny i Boże Narodzenie.
- Uczy odporności. Przyznała, że są zwycięzcy i przegrani, to część życia. A po upadku należy się podnieść.
- Ogranicza czas spędzony na tablecie. W ich rodzinie to głównie godzina w weekend.
- Nie da dzieciom konsoli do gier. Jej zdaniem telewizja i okazjonalne korzystanie z tabletów to wystarczający dostęp do technologii.
- Nie kupi dzieciom smartfonów. Podkreśla, że telefony uzależniają dorosłych i to wystarczy.
- Lubi, gdy chodzą boso na dworze. Jej zdaniem to ważne, aby być bliżej natury.
- Pozwala na nudę. To dzięki niej mogą być naprawdę kreatywnymi.
- Nie martwi się, że jedyne warzywa, po które sięgają dzieci, to marchewka i ogórek. Wskazuje, że jeszcze mają czas na polubienie nowych smaków.
Te rzeczy nie wydają się niczym odkrywczym, dobrze je znamy. Może poza zasadami związanymi z tabletami czy komórkami - ich po prostu nie było. Ale konsole do gier mieliśmy, chociaż one i tak (przynajmniej do pewnego czasu) przegrywały z aktywnościami na podwórku.

Co jeszcze można dopisać do tej listy?
Ponadczasowa zasada to po prostu „więcej luzu”. Za bardzo się staramy być „naj”, chcąc jak najlepiej dla dziecka, możemy zaszkodzić i dziecku, i sobie. Planujemy każdą minutę, gotujemy osobne obiady, ważymy każde wypowiedziane słowo. A później młody człowiek zderzy się ze światem i przekona się, że prawdziwe życie wcale tak nie wygląda.A my wciąż będziemy gonić niedoścignione, w końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto robi więcej od nas, pojawią się kolejne „zalecenia”. Nasi rodzice nas kochali i też chcieli dla nas wszystkiego, co najlepsze. Jednak nie poświęcali nam aż tyle czasu, musieliśmy zadbać sami o siebie. Odrobić lekcje, zrobić kanapkę, znaleźć sposób na nudę.
Nie jest łatwo znaleźć złoty środek, ale oto on zdaje się być najlepszym rozwiązaniem. A pozwolenie dziecku na samodzielność to zasada, która królowała kiedyś i która dobrze sprawdziłaby się i teraz.
Polecany artykuł:
Zobacz także: Zabawki z lat 90., które dzieci wciąż uwielbiają