Gdy w październiku zeszłego roku 4-letnią Delaney Krings zaczęło boleć ucho, jej rodzice zgłosili się do pediatry, myśląc że to zwykła infekcja. Lekarz potwierdził ich przypuszczenia i zlecił standardowe leczenie, które miało przynieść szybką ulgę.
Niestety, stan dziewczynki się nie poprawiał. Nadal skarżyła się na uporczywy ból ucha, a do tego doszły problemy z utrzymaniem równowagi. Zaalarmowani rodzice natychmiast zgłosili się z nią do szpitala.
Szczegółowe badania doprowadziły do druzgocącej diagnozy
Na miejscu wykonano dziewczynce szczegółowe badania. Tomografia komputerowa wykazała, że ma guza po obu stronach mózgu, aż do pnia mózgu. To on powodował ból ucha i problemy z utrzymaniem równowagi. Lekarze oszacowali, że dziewczynce bez leczenia pozostałoby 1-3 miesiące życia. Robili wszystko, by tak się nie stało.
Kilka dni później Delaney trafiła na stół operacyjny. Lekarze usunęli nadmiar płynu, który zbierał się w jej mózgu. Niedługo po tym zabiegu przeszła kolejny, w którym została usunięta duża część guza (guz w całości niestety okazał się nieoperacyjny). W końcu po długim okresie hospitalizacji dziewczynka mogła wrócić do domu, ale nie na długo.
5-latka przegrała walkę z chorobą
W grudniu jej stan znacznie się pogorszył. Delaney zemdlała w domu z bólu. Wtedy ponownie trafiła na oddział. W jej organizmie rozwinęła się poważna infekcja, która nie chciała ustąpić. Jej rodzice i lekarze już wtedy wiedzieli, że nie uda się jej uratować. Szacowany przez lekarzy czas przeżycia dziewczynki skrócił się z 12 tygodni do 6.
Rodzice i medycy robili wszystko, by w ostatnich dniach swojego życia dziewczynka odczuwała jak najmniej bólu i była otoczona ogromną miłością bliskich. Przy jej łóżku nieustannie na zmianę czuwali mama i tata. Dziewczynka zmarła 28 stycznia, kilka tygodni po swoich 5. urodzinach.