- Oddziały psychiatryczne są przepełnione od lat. Tymczasem, jak pokazują dane z placówek nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt procent łóżek zajmują dzieci porzucone przez opiekunów, które nie mają się gdzie podziać.
- Bywa, że opiekunowie czują się całkowicie bezradni wobec zachowań dziecka po przejściu kryzysu, boją się agresji, samookaleczeń i prób ucieczek. Mimo intensywnej terapii nie chcą zabierać dziecka z powrotem do domu.
- Zdarza się, że sami rodzice potrzebują pomocy specjalistów, a system nie wspiera ich wystarczająco.
- Dla części dzieci szpital psychiatryczny całymi tygodniami, a czasem miesiącami jest schronieniem w oczekiwaniu na decyzje sądów lub miejsce w rodzinie zastępczej.
- Eksperci alarmują, że konieczne jest wzmocnienie współpracy między służbą zdrowia, pomocą społeczną, oświatą i sądami.
- Rozwiązaniem jest nie tylko większe wsparcie rodzin w kryzysie i dostępność rodzin zastępczych. Potrzebne są też hostele terapeutyczne czy zespoły środowiskowe świadczące intensywną pomoc w domu.
Natalia Kosznik, redaktor prowadząca M jak mama: Jak wygląda obecnie sytuacja dzieci trafiających do szpitali psychiatrycznych?
Prof. Aleksandra Lewandowska, krajowa konsultantka ds. psychiatrii dzieci i młodzieży: Dzieci przyjmowane do szpitali psychiatrycznych są w kryzysie, często po próbach samobójczych, zmagające się z depresją, lękiem, samotnością, konsekwencjami związanymi z przemocą, której doznały. Są hospitalizowane, gdy system wsparcia na wcześniejszych etapach zawiódł albo był niedostępny. Oddziały psychiatryczne są przepełnione, personel przeciążony, a szpital nie jest miejscem, w którym dziecko powinno spędzać tygodnie czy miesiące. Leczenie w warunkach stacjonarnych powinno być krótkim etapem interwencji kryzysowej, a nie substytutem rodziny czy środowiska. Każdy dodatkowy dzień, który dziecko spędza w murach szpitala tylko dlatego, że nie ma dokąd wrócić, jest w moim odczuciu naruszeniem jego prawa do życia w bezpiecznym i wspierającym otoczeniu. I na to nie mam zgody nie tylko jako Konsultant krajowa, ale jako lekarz praktyk, ponieważ codziennie dotykam cierpienia tych dzieci i żadne słowa nie są w stanie oddać tego, co one przeżywają w sytuacjach, o których mówimy.
Jaka jest skala problemu porzuceń młodych pacjentów przez ich rodziców na terenie kraju?
To zjawisko, które budzi mój ogromny niepokój. Nie mamy pełnych, oficjalnych statystyk, ale dane z placówek i sygnały od ordynatorów pokazują, że zdarza się to coraz częściej. Zdarza się, że nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt procent łóżek zajmują dzieci, które teoretycznie mogłyby już wrócić do domu, ale rodzice ich nie odbierają. To sytuacja dramatyczna dla dziecka, dla zespołu leczniczego, ale i dla całego systemu. Mówiąc o „porzuceniach”, zawsze podkreślam, że te dzieci są ofiarami dorosłych i ofiarami systemu, który nie zapewnił im odpowiedniego zabezpieczenia i opieki po leczeniu.
Jakie mogą być przyczyny tego, że rodzice nie odbierają swoich dzieci po leczeniu w placówkach psychiatrycznych. Przecież właśnie wtedy potrzebne jest dzieciom wsparcie bliskich...
Powody są złożone. Często są to rodziny w głębokim kryzysie zmagające się z ubóstwem, przemocą, uzależnieniami. Zdarza się, że rodzice czują się całkowicie bezradni wobec trudnych zachowań dziecka, boją się agresji, samookaleczeń, ucieczek i pomimo prowadzonej intensywnej pracy terapeutycznej odmawiają odebrania dziecka do domu. Są też sytuacje, gdy rodzice sami wymagają pomocy, a system ich nie wspiera. Ale bywa też tak, że dziecko staje się zakładnikiem przeciągających się decyzji sądowych, formalności i braku jasnych procedur. To nie jest wina dzieci, to rezultat zaniedbań dorosłych i instytucji. Coraz częściej spotykamy też sytuacje szczególnie bolesne: w trakcie hospitalizacji okazuje się, że dziecko doświadczało przemocy domowej. Wówczas lekarz czy szpital kieruje zawiadomienie do sądu i prokuratury. Sąd, chcąc chronić dziecko, wydaje postanowienie o umieszczeniu go w pieczy zastępczej. I tu pojawia się kolejny dramat: w systemie brakuje wolnych miejsc, więc dziecko choć już nie wymaga leczenia szpitalnego, zostaje w szpitalu. Czeka tygodniami, a czasem miesiącami, w miejscu, które nie jest domem i które nie powinno być schronieniem, lecz krótkim etapem terapeutycznym.
Czy rodziny zastępcze rozwiązują ten problem?
Nie zawsze. Dochodzi także do sytuacji, w których rodziny zastępcze lub adopcyjne w trakcie hospitalizacji zrzekają się opieki nad dzieckiem. Zostawiają je w najtrudniejszym momencie, a sąd, zanim podejmie decyzję o dalszym losie, musi przeprowadzić formalności, które przeciągają się tygodniami. Znów brakuje miejsc w pieczy zastępczej, znów nie ma elastycznych form przejściowych i znów to dziecko ponosi konsekwencje braku odpowiedzialności i dojrzałości ze strony dorosłych i instytucji.
Wszystkie te mechanizmy łączy jeden wspólny mianownik: dzieci stają się ofiarami systemu, który zamiast je chronić, wikła je w biurokratyczne opóźnienia i decyzje dorosłych podejmowane ponad ich głowami. Chcę ponownie mocno zaakcentować, że to nie jest wina dziecka, to rezultat zaniedbań i zbyt wolno działających instytucji. Każdy dzień spędzony w szpitalu „zamiast” w domu, rodzinie zastępczej czy innym bezpiecznym miejscu, jest dniem, w którym łamane są prawa dziecka.
Jakie są konsekwencje dla dzieci, które zamiast wrócić do domu, trafiają do placówek opiekuńczych lub pozostają w szpitalach?
Konsekwencje są dramatyczne. Przedłużony pobyt w szpitalu, kiedy dziecko już nie potrzebuje intensywnego leczenia, oznacza poczucie opuszczenia i porzucenia. Dziecko traci szansę na powrót do szkoły, kontakt z rówieśnikami, normalny rytm dnia. Może się czuć karane za kryzys psychiczny. Trafienie do placówki opiekuńczej z pominięciem procesu przygotowania to kolejny cios, dziecko przeżywa wtórną traumę, zamiast odbudowywać swoje poczucie bezpieczeństwa. Z perspektywy psychiatry dziecięcego wiem, że to wydłuża proces zdrowienia i zwiększa ryzyko nawrotów. Z perspektywy człowieka i matki... serce pęka, widząc, że mali pacjenci są karani za coś, na co nie mają żadnego wpływu.
Jak przebiegają rozmowy psychiatrów i innych specjalistów w kontakcie z rodzinami, które nie chcą odebrać swoich dzieci ze szpitala?
Największym wyzwaniem jest poczucie bezsilności wobec rodziców, którzy nie są w stanie lub nie chcą wziąć odpowiedzialności za swoje dziecko. Lekarze, psycholodzy i pielęgniarki muszą tłumaczyć, prosić, czasem nawet konfrontować się z rodzicami, którzy odmawiają odbioru dziecka. To niezwykle obciążające emocjonalnie. Drugim wyzwaniem jest brak narzędzi systemowych, jeśli rodzina nie podejmuje opieki, specjalista ma ograniczone możliwości działania, a procesy sądowe często trwają miesiącami . To powoduje frustrację i poczucie, że mimo najlepszej woli, prawa dziecka są łamane.
Co mogą zrobić służba zdrowia i instytucje opiekuńcze, aby zapewnić tym dzieciom stabilne i bezpieczne środowisko?
Potrzebujemy realnych rozwiązań przejściowych, miejsc, w których dziecko będzie mogło bezpiecznie funkcjonować po wypisie, zanim znajdzie się dla niego miejsce docelowe. Mogą to być rodziny zastępcze interwencyjne, hostele terapeutyczne, zespoły środowiskowe świadczące intensywną pomoc w domu. Szpital powinien przygotować plan wypisu, ale nie może być jedynym miejscem, gdzie dziecko czeka na decyzje dorosłych. Konieczne jest też wzmocnienie współpracy między zdrowiem, pomocą społeczną, oświatą i sądami i tu moją propozycją jest powołanie międzyresortowego zespołu z jasnym podziałem zadań i odpowiedzialności. Bo dziś często wszyscy „czekają na wszystkich”, a dziecko czeka samo.
Czy istnieją przykłady dobrych praktyk w tym temacie, w innych krajach?
Tak i powinniśmy z nich korzystać, inspirując się rozwiązaniami, które stawiają dziecko i jego rodzinę w centrum systemu wsparcia. W Wielkiej Brytanii funkcjonują zespoły intensywnego wsparcia domowego, które nie czekają, aż rodzina „sama sobie poradzi”, ale wchodzą do jej środowiska i towarzyszą dziecku bezpośrednio po kryzysie. Dzięki temu hospitalizacja jest krótsza, a dziecko szybciej wraca do swojego naturalnego środowiska, w którym dostaje realne wsparcie. W Stanach Zjednoczonych rozwinięto model „wrap around”, czyli opieki opartej na indywidualnych potrzebach, gdzie różne instytucje działają razem, jak jeden organizm. W Anglii funkcjonuje także model „No Wrong Door”, w którym młodzież zagrożona trafieniem do pieczy zastępczej otrzymuje natychmiastową, zintegrowaną pomoc, a wsparcie dopasowywane jest do niej, a nie odwrotnie. Wszystkie te przykłady pokazują, że można inaczej, bardziej ludzko, szybciej, skuteczniej, z szacunkiem dla podmiotowości dziecka.
Chcę jednak mocno podkreślić, że również w Polsce od kilku lat aktywnie budujemy podobny system. W ramach reformy psychiatrii dzieci i młodzieży powstał trójpoziomowy model opieki, w którym szczególną rolę pełni opieka środowiskowa i praca z całym naturalnym środowiskiem dziecka rodziną, szkołą, lokalną społecznością. To krok w bardzo dobrym kierunku, którego efekty widzimy już dzisiaj w wielu miejscach kraju.
Nadal jednak brakuje jednego kluczowego elementu: spójnej współpracy międzyresortowej. Zmiany wyłącznie w obszarze zdrowia nie przyniosą pełnego efektu, którego oczekujemy, czyli poprawy jakości życia dzieci i rodzin w kryzysie. Dziecko to nie tylko pacjent to także uczeń, członek rodziny, obywatel. Potrzebujemy więc wspólnej odpowiedzialności zdrowia, edukacji, pomocy społecznej, wymiaru sprawiedliwości i systemu pieczy zastępczej. Dopiero wtedy będziemy mogli mówić o prawdziwie kompleksowej i skutecznej opiece, która nie zostawia dziecka samego w kryzysie.

Jakie są Pani osobiste refleksje? Istnieją rozwiązania tego problemu?
Moje serce nie godzi się na to, by dzieci były porzucane w szpitalach psychiatrycznych. To są ofiary dorosłych i ofiary systemu, który zamiast ich chronić często je zawodzi. Nie ma mojej zgody na to, by prawa dziecka były w ten sposób łamane. Każde dziecko ma prawo do wychowywania się w bezpiecznej atmosferze, do opieki, do godności.
Dlatego proponuję kilka kroków. Pierwszy to powołanie międzyresortowego zespołu z udziałem m.in. przedstawicieli zdrowia, edukacji, pomocy społecznej i wymiaru sprawiedliwości, który opracuje jasne zasady i procedury postępowania z dziećmi po leczeniu psychiatrycznym. Drugi to ustawowe terminy na decyzje sądów w takich sprawach, aby dzieci nie pozostawały miesiącami w szpitalach. Ważne jest też stworzenie miejsc przejściowych, hosteli terapeutycznych i rodzin interwencyjnych, w których dzieci będą mogły bezpiecznie czekać na rozstrzygnięcia. Bardzo istotne jest też wsparcie dla rodziców, aby nie czuli się sami w opiece nad dzieckiem po kryzysie, by mieli dostęp do programów edukacyjnych i interwencyjnych.
Moim marzeniem i zobowiązaniem jest, by każde dziecko po leczeniu psychiatrycznym wracało do bezpiecznego środowiska, w którym będzie mogło zdrowieć, a nie doświadczać kolejnych strat. Wierzę, że to jest możliwe, jeśli połączymy siły ponad podziałami.