Jak donosi rzeszowska "Gazeta Wyborcza" do incydentu doszło 12 kwietnia w niewielkiej wsi nieopodal Łańcuta. Ośmiolatka czekała w szkolnej świetlicy na przyjazd rodziców. Odbierający ją ojciec zauważył, że jego córka ma skrócone włosy o około 15 cm.
"Odebrałem dziecko ze świetlicy, zauważyłem, że ma przykrótkie włosy, ale myślałem, że dzień wcześniej żona coś przy nich kombinowała. Później w domu, gdy żona wróciła z pracy, okazało się, że to nie jej robota. Dziecko miało przycięte włosy o 15 cm" - powiedział ojciec w rozmowie z "Wyborczą".
Jak tłumaczy włosy jego córki były bardzo długie – sięgały do ud. Dziewczynka miała je zapuszczać od zawsze i bardzo je lubiła, pracownice świetlicy jego zdaniem nie miały prawa skracać włosów bez zgody opiekunów dziecka. Sprawa jest jednak skomplikowana, bo obie strony przedstawiają zupełnie inną wersję tego zdarzenia.
Wszawica powodem obcięcia włosów?
Jak podkreśla ojciec 8-latki kilka dni wcześniej rozmawiał z wychowawczynią córki na temat nawracającej w klasie wszawicy. Nauczycielka miała zasugerować mu wtedy, żeby skrócił córce włosy, gdyż jej zdaniem długie włosy mogą powodować tę chorobę pasożytniczą. Stąd jego wniosek, że pracownice świetlicy zaplanowały dokładnie swoje działanie. Jedna z nich miała odwrócić uwagę dziecka, a druga w tym czasie obciąć jej włosy.
Inaczej sprawę widzą sprzątaczka i opiekunka. Twierdzą, że dziewczynka straciła jedynie 2 cm włosów „przy samej gumce”. Sprzątaczka miała sięgnąć po nożyczki, bo zobaczyła „kołtunek”. Uczennica miała w tym czasie siedzieć na kolanach pani sprzątaczki, którą bardzo lubiła. Obie panie miały przeprosić rodziców i przyznać, że to nieporozumienie.
Sprawa trafiła na policję
Jak twierdzi ojciec 8-latki, początkowo chciał to z żoną puścić w niepamięć. – Pomyśleliśmy, że to zwykły ludzki błąd, nie każdy musi znać przepisy pedagogiczne itd. Ciężko kogoś karać za głupotę – powiedział na łamach "Wyborczej". Jednak czarę goryczy przelała postawa dyrektora szkoły, który zdaniem ojca dziewczynki nie wyciągnął żadnych konsekwencji wobec obu kobiet i pozwolił im nadal pracować w placówce.
Jak twierdzi, wójt gminy powiedział, że kobiety zostaną usunięte z placówki. Z kolei wójt przekonuje, że wcale nie składał takiej obietnicy. Opiekunka, jak podkreślają wójt i dyrektor szkoły, jest lubiana przez uczniów i nigdy nie było na nią skarg. Sprzątaczka zaś już nie pracuje w placówce, ale tylko dlatego, że miała umowę do końca maja.
W międzyczasie rodzice uczennicy powiadomili o całej sprawie kuratorium, ale przeprowadzona przez nie kontrola nic nie wykazała. Konflikt będzie miał swój finał w sądzie.
– Zawiadomienie przyjęliśmy 1 czerwca. Osoba pokrzywdzona złożyła wniosek, który przekazaliśmy od razu do sądu. Sprawa będzie się toczyć z powództwa cywilnego. Sprawa jest rozpatrywana pod kątem art. 217 kk dotyczącego naruszenia nietykalności – wyjaśnia Wojciech Gruca z Komendy Powiatowej Policji w Łańcucie.