Spis treści
- Jak zrozumieć i zaakceptować, że źle znosi się ciążę, czyli jak przetrwałam 9 miesięcy na leżąco...
- Badanie USG potwierdziło - to chłopak! Mój syn od początku dawał mi mocno w kość, kopał i wkładał paluszki pod żebra
- Nie chciałam rodzić sama, planowaliśmy poród rodzinny, ale zmęczenie dawało się we znaki. Zemdlałam gdy dotknęłam podczas porodu główki dziecka...
- Młodzi rodzice, szczęśliwi rodzice - chociaż moja pierwsza ciąża była wczesną ciążą nigdy nie żałowałam, że tak się stało. Jestem szczęśliwą matką!
Kiedy poznałam mojego obecnego narzeczonego, od razu czułam, że to właśnie on powinien być ojcem moich dzieci. Zakochałam się i bardzo pragnęłam założyć rodzinę. Ale nie wiedziałam, że ta chwila nadejdzie tak szybko. Gdy zrobiłam test ciążowy i ujrzałam na nim dwie różowe kreski, cała przyszłość, wszystkie marzenia i plany stanęły mi przed oczami. Tak wczesna ciąża? Łzy napłynęły do oczu, a przez głowę przelatywało mnóstwo myśli: „I co teraz będzie? Przecież właśnie zaczęłam studia, a tu ciąża nieplanowana. Nie mamy jeszcze własnego mieszkania!”. Ciąża, narodziny dziecka zawsze kojarzyły mi się z czymś najcudowniejszym na świecie. Tymczasem te wszystkie piękne obrazki przysłoniła czarna chmura – wielka niepewność, strach. Obawa, co przyniesie jutro, nie dawała mi spokoju. Nosiłam w sobie nowe życie, musiałam w jednej chwili stać się odpowiedzialna. Na szczęście, Krzyś zapewnił mnie, że wszystko będzie dobrze. „Poradzimy sobie” – mówił. I powoli zaczęłam widzieć jasne światełko w tunelu. Mieliśmy zostać młodymi rodzicami. Zaczęłam cieszyć się nowym stanem. „Tak, będę mamusią! Za kilka miesięcy na świat przyjdzie moje dziecko” – krzyczałam w duchu.
Jak zrozumieć i zaakceptować, że źle znosi się ciążę, czyli jak przetrwałam 9 miesięcy na leżąco...
Ciąża dała mi mocno w kość. Należę do tych kobiet, które źle znoszą ten stan. Ciągłe nudności, bóle brzucha, przygnębienie. Wizyty u lekarza zawsze kończyły się przykazaniem: „Proszę brać 2 razy dziennie leki rozkurczowe i leżeć”. Byłam zła, że nie mogę nigdzie wyjść. Czułam się jak więzień we własnym mieszkaniu. Ale znalazłam sposób na kontakt ze znajomymi. Moim okienkiem na świat były: internet, telefon komórkowy, telewizja i miesięcznik „M jak mama” – tak, to również dzięki Wam okres ciąży nie był taki straszny. Wiele artykułów, porad bardzo mi pomogło. Czytałam i wiedziałam, że nie jestem sama. Że są kobiety, które tak jak ja źle znoszą ciążę i muszą „wypoczywać”. Przez kilka pierwszych miesięcy, pewnie jak większość przyszłych mam, myślałam, że to sen. Trudno mi było wyobrazić sobie, że w moim brzuchu jest malutki człowiek, który już za 9 miesięcy całkowicie zmieni moje życie. Brzuch rósł i rósł, i rósł... Zwiększył mi się apetyt, przybrałam na wadze. Aż pewnego dnia doświadczyłam nadzwyczajnego doznania: to było delikatne pukanie w wewnętrzną stronę brzucha: „Mamo to ja. Jestem, czujesz?” Aż podskoczyłam z radości, kiedy uświadomiłam sobie, że to moje dziecko.
Badanie USG potwierdziło - to chłopak! Mój syn od początku dawał mi mocno w kość, kopał i wkładał paluszki pod żebra
Nadszedł dzień USG – czekaliśmy na tę chwilę od dawna, gdyż wtedy mieliśmy poznać płeć naszego dziecka. Krzyś od samego początku powtarzał mi, że to będzie Kubuś. Był pewien, bo w jego rodzinie od pokoleń rodzili się sami chłopcy. Miałam cichą nadzieję, że jednak będzie Wiktoria – radosna blondyneczka o zniewalającym uśmiechu. Podczas badania lekarz potwierdził przeczucia narzeczonego: „Może być pan z siebie dumny, mają państwo silnego, zdrowego syna”. Radość tatusia nie miała końca. Ze szczęścia zamiast mnie – uściskał lekarza. Ostatnie miesiące mijały szybko, moja sylwetka coraz bardziej zaokrąglała się, buzia pulchniała, a osobowość stawała się bardziej dojrzała. Synek dawał mi mocno znać o sobie. Kopniaki były silne, czasem musiałam popukać w brzuch i poprosić, żeby się uspokoił. Ostatnie noce były bardzo ciężkie, Kubuś płatał figle i ciągle wkładał swoje małe paluszki pod żebra mamy – oj, było to bardzo nieprzyjemne uczucie.
Planowałam, że co najmniej 2 tygodnie przed przewidywaną datą porodu przyjedzie do nas moja mama i zostanie już, by pomóc przy opiece nad dzieckiem. Całe szczęście, że moja intuicja dała mi w porę znać. Termin porodu przypadał na 21 listopada. Mama przyjechała 5 listopada, a już następnego dnia o godzinie 19 zaczęły się skurcze. Wezwaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do szpitala. Myślałam, że będę miała cesarskie cięcie. Kiedy usłyszałam, że to dopiero początek porodu i nie ma powodu do cesarki, bo dzieciaczek jest prawidłowo ułożony, a poród może trwać nawet kilkanaście godzin – przeraziłam się. Od zawsze panicznie bałam się każdego bólu, nawet najmniejszego.
Nie chciałam rodzić sama, planowaliśmy poród rodzinny, ale zmęczenie dawało się we znaki. Zemdlałam gdy dotknęłam podczas porodu główki dziecka...
Lekarze pozwolili na jedną osobę asystującą. Zdecydowaliśmy więc wspólnie, że Krzyś zostaje ze mną, a mama wróci do domu i cierpliwie będzie czekała na wnuka. Od początku planowaliśmy rodzić wspólnie. Jednak wyszło inaczej. Zmęczenie dało się wszystkim we znaki. O godzinie 6 rano mama na moją prośbę zmieniła Krzysia, gdyż ten przysypiał na krześle. Poród trwał 13 godzin i był bardzo, ale to bardzo ciężki. Kilka razy brałam kąpiel, głęboko oddychałam, spacerowałam i kołysałam się na dużej gumowej piłce. Ból był coraz silniejszy, w końcu zaczęłam czuć, że Kubuś wypycha się na świat. Zaczęłam krzyczeć, że to już – natychmiast przybiegł lekarz i kilka pielęgniarek. Lekarz odbierał poród, a pielęgniarki wspierały mnie. Prosiły: „Przyj! Głęboko oddychaj! Pomóż synkowi wyjść na świat. Jeśli będziesz nas słuchała i wykonywała polecenia, już zaraz przytulisz maleństwo.” Te słowa bardzo mi pomogły, od razu zaczęłam mocno przeć, poczułam, jak doktor nacina mi krocze i usłyszałam, jak krzyczy: „Jest główka!”. Wyciągnęłam odruchowo rękę, żeby dotknąć główki. Poczułam na dłoni coś bardzo mięciutkiego i mokrego. Zemdlałam... Szybko mnie ocucono. Myślałam, że śnię. Gdy szeroko otworzyłam oczy i zobaczyłam lekarzy, którzy natychmiast kazali mi przeć – zrozumiałam, że rodzę. Po kolejnym skurczu partym w jednej chwili miałam już Kubusia w ramionach. Byłam dumna z siebie, że pomogłam synkowi wyjść na świat, dałam radę i zniosłam ten ból, a babcia była dumna z siebie, że nie zemdlała przy przecinaniu pępowiny. Najcudowniejszy był moment, gdy Kubuś zapłakał, a ja powiedziałam: „Witaj, synku! Już wszystko dobrze. Cichutko, to ja, twoja mamusia” – wtedy mały natychmiast ucichł! Aż lekarze się zdziwili. W ciągu jednej sekundy urosło we mnie wielkie poczucie odpowiedzialności za tę małą istotkę, którą właśnie przytulałam do piersi.
Młodzi rodzice, szczęśliwi rodzice - chociaż moja pierwsza ciąża była wczesną ciążą nigdy nie żałowałam, że tak się stało. Jestem szczęśliwą matką!
Jedno spojrzenie Kubusia zrekompensowało mi wszystkie cierpienia i rozczarowania z okresu porodu i ciąży. Synek dostał 10 punktów w skali Apgar, ważył 3580 g i mierzył 54 cm. Był silny i zdrowy. Ładnie ssał, nie miał kolek. Okaz zdrowia. Dziś Kubuś ma 4 miesiące. Ten czas minął mi w mgnieniu oka. Każdy dzień przynosi coś nowego, widzę, jak mój synek się zmienia, rośnie jak na drożdżach. Gaworzy, pięknie się uśmiecha, próbuje raczkować, a zaraz będziemy się spodziewali pierwszego ząbka. Za miesiąc będę wprowadzała nowe posiłki do mlecznego jadłospisu Kubusia. Jestem szczęśliwą mamą i pomimo zmęczenia i obowiązków, nocnych pobudek na karmienie i marudzenia mojego dziecka, nigdy nie żałowałam, że tak szybko stałam się mamą. Nie staram się być mamą idealną, bo takie nie istnieją. Staram się być mamą szczęśliwą, bo gdy ja jestem szczęśliwa, to i mój Kubuś również. Tak bardzo się bałam, gdy zobaczyłam wynik testu, a teraz wynajmujemy duże, ładne mieszkanie. Krzyś sprawdził się w roli ojca – pracuje, a po pracy pomaga mi, wyręczając w domowych obowiązkach, i usypia małego. Jestem z nas dumna, że mimo młodego wieku – ja mam 21 lat, a Krzyś jest ode mnie o rok starszy – poradziliśmy sobie i tworzymy szczęśliwą, kochającą się rodzinę.
miesięcznik "M jak mama"