Szczęśliwy ojciec i mąż, bo właśnie taki obraz piłkarza widzimy w mediach społecznościowych, nie ukrywa, że za szerokim uśmiechem kryje się więcej. Zanim Jakub Rzeźniczak swoje szczęście znalazł u boku Pauliny, a na świecie pojawiła się ukochana córeczka Antosia, przeżył ogromną tragedię.
Choć wiele osób zarzucało mu nieczułość i obwiniało o to, że ma czelność budować nowy związek i planować przyszłość, dziś coraz częściej ci, którzy hejtowali jego poczynania przyznają, że ocenili go zbyt pochopnie. Widząc, jak angażuje się w opiekę nad córeczką, chwalą nie tylko jego wewnętrzną siłę, lecz także umiejętność do przyznania się do błędów.
Jakub Rzeźniczak wrócił myślami do wizyt na oddziale onkologicznym
Jakub Rzeźniczak zyskał rozgłos jako wieloletni obrońca Legii Warszawa. Jeszcze jako czynny zawodnik wielokrotnie angażował się w akcje charytatywne. W ramach działań Fundacji Herosi – organizacji wspierającej dzieci chore na nowotwory - odwiedzał dzieci na oddziałach onkologicznych.
Właśnie jedno z takich wspomnień pojawiło się na tablicy facebookowej piłkarza. Widzimy na nim zdjęcie Rzeźniczaka, który towarzyszy kilkuletniemu chłopcu w dniu jego urodzin.
Wtedy świętowaliśmy urodziny Oskarka. Minęło 10 lat, Oskarek nie wygrał tej walki, zmarł. Wtedy nie sądziłem, że kiedykolwiek pojawię się na takim oddziale jako rodzic. Zawsze byłem tam dając uśmiech, nadzieję radość. Ale się pojawiłem
- wspomina Jakub Rzeźniczak.
Wcześniej piłkarz pojawił się na takich oddziałach kilkaset razy. Można więc powiedzieć, że zdążył oswoić się z widokiem dzieci walczących o życie i zdrowie, dla których spotkanie z piłkarzem było czymś wyjątkowym, swego rodzaju obietnicą, że po wyjściu ze szpitala czekają na nie marzenia, które jeszcze zdążą spełnić.
Nie wszystkim maluchom udało się wygrać z chorobą. Tym bardziej Jakub Rzeźniczak doceniał to, że jest zdrowy, a jego bliscy mają się dobrze.
Jeśli nie doceniasz tego co masz, myślisz, że Ci ciężko i gorzej być nie może, odwiedź te rodziny, bo szpital i chore dziecko to nie tylko jedna osoba to całe rodziny, które cierpią i walczą każdego dnia
- pisze Rzeźniczak.
Kilka lat później na takim oddziale towarzyszył niespełna rocznemu synkowi. To dlatego jego pierwsza charytatywna wizyta na oddziale już po śmierci Oliwierka okazała się dla niego ogromnie trudna.

„Chciałem pokonać strach. Nie pokonałem”
Wyjątkowo bolesnym doświadczeniem była wizyta w Centrum Zdrowia Dziecka, którą odbył już po śmierci synka. Nie sądził, z jak ogromnymi emocjami będzie wiązało się przekroczenie progu szpitala. Demony powróciły ze zdwojoną siłą.
Po Śmierci Oliwierka byłem raz w CZD z wizytą u chorego chłopca. Chciałem pokonać strach. Nie pokonałem
- wspomina piłkarz.
Jakub Rzeźniczak nie ukrywa, że wciąż temat zdrowia najbliższych jest tym, który wyjątkowo go stresuje. Nawet pisząc o badaniach kontrolnych Antosi nie potrafił nagrać kilku zdań o tym, jak wyglądało pobranie krwi. Podświadomy lęk o córkę sprawił, że łzy same zaczęły płynąć.
Jak jednak możemy wywnioskować z treści jego posta na Facebooku, chce przełamać swój strach i znów wywoływać uśmiech na twarzach chorych dzieci. Wie, jak ważne są dla nich takie wizyty, ile siły do walki dodają spotkania z idolami.
To dlatego zamierza pokonać swój strach i wierzy, że kiedyś mu się to uda. Trzymamy kciuki, by wreszcie poczuł spokój i potrafił bez lęku towarzyszyć maluchom w ich walce o zdrowie.