Monika Sobkowiak, znana na TikToku przedszkolanka przytoczyła w swojej rolce historię adaptacyjną swojego 3-letniego podopiecznego, który bardzo źle znosił rozstania z mamą. Jego mama zaś zamiast jego dobrem, kierowała się swoją wygodą. To nie spodobało się nauczycielce, która postanowiła powiedzieć mamie, co o tym wszystkim myśli.
Mama uciekała niepostrzeżenie. „To ucieczka, nie pożegnanie”
"Bartuś wchodził do przedszkola, płacząc, wniebogłosy płacząc, lamentując. Rozstanie z rodzicem było dla niego mega trudne, ale jednocześnie ekscytował się tym co było w przedszkolu – ogólnie liczbą zabawek" - mówi na nagraniu Monika Sobkowiak. Mama zatem pokazywała mu te najbardziej interesujące go i polecała, by szedł się nimi pobawić. Gdy tylko chłopiec się zabawił i przestawał płakać, ona ukradkiem opuszczała placówkę.
Prawdziwy dramat zaczynał się jednak w momencie, gdy chłopiec orientował się, że mamy nie ma. Wpadał w prawdziwą histerię i trudno go było uspokoić. "To go totalnie wytrącało z poczucia bezpieczeństwa” – podkreśla na nagraniu.
Jak tłumaczy według niej to co robiła ta mama nie można nazwać pożegnaniem. „To jest ucieczka” – mówi wprost.
Adaptacja powinna dawać dziecku poczucie bezpieczeństwa
Jej zdaniem nie tak powinna wyglądać adaptacja w przedszkolu. Jak tłumaczy, jej istotą jest przede wszystkim to, żeby dziecko czuło się w nowym miejscu dobrze i bezpiecznie. W swoim tempie go poznawało. "Musi mieć absolutną pewność, że rodzic wróci i odbierze go przedszkola" - podkreśla.
"Co kierowało mamą? Ona zdawała sobie sprawę, że jeśli zwróci uwagę dziecka ponownie na siebie i powie „Bartuś to ja wychodzę, wrócę po zupce”, to Bartuś wpadnie w panikę po raz kolejny, przylgnie do jej nogi i nie będzie chciał dopuścić do tego, aby mama wyszła z przedszkola. No to, czemu to jest lepsza opcja, jak pojawia się taka drama? Bo w tej sytuacji lepiej było mamie, a nie Bartusiowi. Mama nie musiała się mierzyć z tymi trudnymi emocjami dziecka, które źle znosiło rozstanie" – tłumaczy.
Historia ta ma niestety przykrą puentę. Mama nie przyjmowała żadnych sugestii nauczycielki. "Miała mocny argument, że to ona jest mamą i najlepiej zna swoje dziecko. Trudno podważyć taki argument, prawda?” - mówi nauczycielka. „Później nie było lepiej i pojawiały się nowe eksperymenty pożegnalne na tym młodym człowieku" - dodaje. "Tłumaczyłam, próbowałam przekonać" - kontynuuje, ale jej starania były na nic.