O historii obecnie sześcioletniej Amelii Topas rozpisywały się w ostatnich dniach brytyjskie media. W czasie ciąży nic nie wskazywało na to, że tuż po narodzinach dziewczynka będzie musiała stoczyć walkę o życie. Wyglądała jak zdrowy noworodek, jednak na jej ciele zauważono nietypowe plamy.
Cytowana przez zagraniczne serwisy Kerri Paton, mama Amelii, wspomina, że była szczęśliwa, gdy tuliła córeczkę w ramionach, niczego nie zauważyła. Plamy dostrzegła położna, która zaalarmowała lekarza. Wskazywano, że objawy skórne mogą mieć jedną z trzech przyczyn.
Diagnoza, której rodzice się nie spodziewali
Fioletowe plamy na ciele dziewczynki mogły być znamionami, zwiastunem problemów z wątrobą, albo niespecyficznym objawem skórnym, wskazującym na białaczkę. Niestety, rodzice musieli zmierzyć się z najtrudniejszą diagnozą. Po badaniach okazało się, że Amelia choruje na dwa różne nowotwory złośliwe - ostrą białaczkę limfoblastyczną i ostrą białaczkę szpikową.
Gdy Amelia miała trzy tygodnie, rozpoczęła chemioterapię, przeszła także przeszczep szpiku kostnego. Po ośmiu miesiącach leczenia nastąpiła remisja. Jednak to nie był koniec walki o zdrowie i życie dziewczynki.
Przeczytaj także: "Dla dziecka rak, to nie wyrok". Wywiad z profesorem onkologii o nowotworach dziecięcych
Nawrót choroby
Gdy życie rodziny powoli wracało do normalności, pojawił się kolejny cios. Sześć miesięcy po zakończeniu leczenia, u Amelii doszło do nawrotu ostrej białaczki szpikowej. Dziewczynka przeszła trzy cykle chemioterapii, miała także przeszczep komórek macierzystych - pochodziły od dawcy ze Stanów Zjednoczonych.
- Patrzenie na chorobę własnego dziecka było okropne - mówi mama Amelii. Całe szczęście leczenie przyniosło oczekiwany skutek i od pięciu lat dziewczynka jest w remisji. Jej mama przyznaje, że była na tyle mała, gdy zachorowała, że niewiele będzie pamiętać z tych negatywnych doświadczeń. A jej historia nie kończy się na raku.
Przeczytaj także: Te zdjęcia dzielą tylko 2 tygodnie. Takie spustoszenie sieje chemioterapia