„Rok szkolny ledwo się zaczął, a rodzice już mnie wkurzają. Znów będę tą, co kręci aferkę”

2024-09-03 12:35

Wrzesień to nie tylko powrót do szkoły, ale i na zajęcia pozalekcyjne. Niektóre dzieci chodzą na nie same, innych rodzice odprowadzają. W tym nasza czytelniczka nie widzi nic złego, zwraca uwagę na coś innego - bliscy są obok cały czas, niekoniecznie będąc dla młodego człowieka wsparciem.

Mama ogląda mecz.

i

Autor: Getty Images Rodzice muszą towarzyszyć dzieciom na zajęciach pozalekcyjnych?

Każde dziecko jest inne, a i ich rodzice różnią się od siebie. Jedni dają więcej wolności, drudzy starają się wciąż być obok. To nie mija, towarzyszą młodemu człowiekowi nie tylko na placu zabaw, ale i gdy staje się uczniem, stając się jego prywatnym szoferem czy ochroniarzem, który prowadza od punktu A do punktu B. Niedawno pisaliśmy o rodzicach helikopterach i o tym, jak przestać funkcjonować w ten sposób, nasza czytelniczka wskazuje na coś innego, jednak połączonego z tym „krążeniem” wokół dziecka.

Chodzi o zajęcia dodatkowe i o to, że rodzice nie tylko odprowadzają na nie dzieci. Zostają na nich, nie tylko po to, aby zobaczyć, jak sobie radzi ich potomek, to dla wielu również po prostu czas wolny. Czy nie może trwać on gdzie indziej?

Oddaję głos pani Małgorzacie.

Królowe Matki: Wyprawka dla pierwszaka

„Pchają się do przodu i nie patrzą na nic”

Rok szkolny ledwo się zaczął, a rodzice już mnie wkurzają. Muszą być jak najbliżej, wcisną się wszędzie, byleby tylko wsadzić dziecku telefon przed twarz i zrobić zdjęcie. Nie wiem po co to wszystko, ja uwieczniam co najwyżej rozdanie świadectw czy wyróżnień, chociaż w sumie po pierwszych latach szkoły nie jestem już tak wyrywna. A są tacy rodzice, co pchają się do przodu i nie patrzą na nic, czy nie wciskają się między dzieci, czy nikomu nie zasłaniają itp.

Ale to nie to skłoniło mnie do przelania swoich żali na wirtualny papier. Zaczęły się już zajęcia dodatkowe, zaprowadziłam córkę na jedne z nich. Zapisaliśmy ją na coś nowego, raźniej było więc iść razem, wspólnie poznałyśmy drogę, znalazłyśmy wejście. Przekazałam córkę prowadzącym, upewniłam się, że wszystko ma, pożyczyłam dobrej zabawy i po prostu sobie poszłam.

„Musieli być jak najbliżej drzwi”

Gdy wróciłam po córkę pod wejściem kłębiły się już tłumy, a kończące zajęcia dzieciaki musiały przeciskać się pomiędzy dorosłymi. Jedni podglądali, co się dzieje w środku, drudzy patrzyli w telefon, jeszcze inni plotkowali. Niezależnie od tego, co robili, musieli być jak najbliżej drzwi, byleby tylko - w sumie to nawet nie wiem co, bo i ci stojący tuż obok nie zauważali, że ich dziecko właśnie wyszło.

Rodzice byli nie tylko na zewnątrz, niektórzy towarzyszyli dzieciom przez całe zajęcia, śledząc dokładnie każdy ich krok (i oczywiście trenerów). Nie dziwię się, że moją córkę to złości, cała zgraja siedzi pod ścianą i się wpatruje - jak nie w dzieci to w telefony, jakby nie mogli tego robić gdzie indziej. Serio, siedzenie pod ścianą i gapienie się w ekran w niczym nie pomaga, dziecko świetnie radzi sobie i bez takiego wsparcia.

„Przekonałam się, że dziecko poradzi sobie beze mnie”

Mam nadzieję, że to się zmieni, może trzeba wziąć poprawkę na to, że to dopiero początki, ale i tak, założę się, że większość siedzi nie po to, aby wspierać dziecko, ale po to, że nie chce im się nigdzie iść, wygodniej gapić się w ekran na miejscu. Teraz jest jeszcze ciepło, zimą chętnych do siedzenia na pobliskim skwerku pewnie będzie jeszcze mniej. A ja znów będę tą, co kręci aferkę.

Może jestem zaprawiona w bojach, bo pandemia sprawiła, że przekonałam się, że moje dziecko poradzi sobie beze mnie? Zajęcia odbywały się, ale rodzice mieli kategoryczny zakaz wstępu i naprawdę tego pilnowano. Wtedy nie tylko nikt nie wchodził do środka, ale i nie gromadził się przy wejściu. Wiadomo - wszyscy pamiętali o utrzymywaniu dystansu.

Może ktoś ma inny punkt widzenia i wytłumaczy mi, czemu nie można zostawić dziecka na zajęciach i gdzieś sobie pójść? Nie mówię o tym, żeby w ogóle nie odprowadzać i nie odbierać, ale po co siedzieć z nim non stop? Nie lepiej znaleźć ciche miejsce? Ktoś może mi wytłumaczyć?

Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Zostawiasz dziecko na zajęciach, a może nie opuszczasz budynku? Czekamy na listy! Piszcie do nas na: [email protected]

Bajki Hanna-Barbera na pewno znasz. QUIZ sprawdzi, czy dobrze je pamiętasz
Pytanie 1 z 11
Tytułowi bohaterowie „Flintstonów” to Fred i Wilma. A ich przyjaciele? To: