Wiele kobiet na czas ciąży zawiesza swoje ekstremalne pasje. Nie wszystkie. Część daje sobie po prostu odrobinę luzu.
Kobieta pasjonatką motoryzacji? To chyba rzadkość?
Daria Lampart: To stereotypowe myślenie, jednak gdy ludzie dowiadują się o mojej pasji, najczęściej są zdziwieni, że te tematy w ogóle mnie interesują. Bo przecież to takie niekobiece. A ja naprawdę chętnie pomagam mężowi, gdy „grzebie” przy naszym samochodzie. I zupełnie mi nie przeszkadza, że ubrudzę się smarem i błotem.
Dla miłości jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Pani pokochała samochody...
D.L.: Poznaliśmy się z mężem, gdy oboje mieliśmy po 17 lat - ja uczyłam się w zawodówce fryzjerskiej (cóż za ironia losu!), a on uczęszczał do technikum samochodowego. Słuchałam nieustannie o samochodach, silnikach, wyścigach i tuningach. Cóż... miałam dwa wyjścia - mogłam puszczać te wszystkie wzmianki na temat motoryzacji mimo uszu i narzekać, ile to można rozmawiać o samochodach, albo zacząć słuchać, uczyć się i interesować światem, który pachnie benzyną i rozbrzmiewa pomrukami wyżyłowanych silników. Opcja numer dwa okazała się być strzałem w dziesiątkę!
Czy ciąża w jakiś sposób wpłynęła Pani zainteresowania?
D.L.: Na pewno ich nie pohamowała, bo i dlaczego by miała? Nie mogę co prawda szaleć na gokartach, a prędkość powyżej 150 km/h w samochodzie powoduje u mnie ból głowy i stan jakby upojenia alkoholowego, jednak ciąża w żaden sposób mnie nie ogranicza. Jestem aktywna zawodowo i chciałabym pracować do momentu, aż brzuszek będzie umożliwiał mi wsiadanie do samochodów. To prawda, że wiadomość o tym, że pod twoim sercem bije jeszcze jedno serduszko wszystko zmienia, ale należy również pamiętać, że ciąża to nie choroba i można z nią normalnie żyć.
Zdarza się, że mężczyźni podważają Pani kompetencje w temacie motoryzacji?
D.L.: Tak, czemu się jednak dziwić - kobieta wchodzi z buciorami w tę jakże męską dziedzinę! Najważniejsze to nie poddawać się jedną negatywną opinią, bo nie będzie ona ostatnią. Ważne, aby ciągle się uczyć i doskonalić. Zabawne są telefony klientów, którzy proszą o rozmowę z Doradcą Serwisowym i słysząc kobiecy głos są święcie przekonani, że znowu zostali przełączeni na recepcję serwisu. Większość ludzi dziwi się, że kobieta pracuje na takim stanowisku. Zdarza się, że po długiej rozmowie i wytłumaczeniu, co może być przyczyną usterki w samochodzie, klient nalega, aby jednak porozmawiać z mężczyzną.
Gdy kobiecie zepsuje się samochód, do serwisu kieruje męża.
D.L.: Kobiety boją się serwisów samochodowych. Obawiają się, że zostaną zlekceważone i na dodatek nie zrozumieją, o czym mechanik do nich mówi. Mi jest łatwiej rozmawiać z kobietą na temat naprawy jej samochodu. Gdy po drugiej stronie biurka spotykają kobietę, zdecydowanie łatwiej jest im przekazać, w czym tkwi problem. Niestety, nadal wiele Autoryzowanych Serwisów Mechanicznych nie uznaje kobiet w Serwisie. Nawet nie wiedzą, ile tracą.
Łatwo było przekonać przyszłego pracodawcę, aby to Panią zatrudnił? To było ryzykowane – wchodzić na terytorium opanowane przez mężczyzn.
D.L.: Mimo, że miałam doświadczenie w branży motoryzacyjnej, to dziesiątki wysyłanych CV skutkowały głuchą ciszą i brakiem jakiegokolwiek odzewu ze strony potencjalnych pracodawców z branży auto-moto. Wpadłam na pomysł, że może prowadzony przeze mnie blog „Szminką po asfalcie” udowodni mojemu przyszłemu Szefowi, że zainteresowanie motoryzacją to nie tylko puste słowa na stronach życiorysu. I udało się. Jestem Doradcą Serwisowym w ASO.
Na Pani blogu czytam: „Od razu mówię, że nie będę pisać o superlatywach posiadania Toyoty Yaris… Raczej o dużej mocy, szerokich oponach i zapachu benzyny, która sprawia, że chce mi się żyć”. To takie niekobiece, ale fascynujące zarazem.
D.L.: Jestem kobietą z krwi i kości. Jak to mówią mężczyźni: zrozumieć nas się nie da. I tak też jest w moim przypadku. Mam swoje humorki, tym bardziej teraz, gdy jestem w ciąży. Uwielbiam kupować kosmetyki, potrafię biegać na szpilkach, ale wolę nosić spodnie niż sukienki. Staram się być seksowna dla męża pod każdym względem. Nie tylko w oczywistej sferze fizyczności. Dusza i umysł potrafią być równie silnym afrodyzjakiem, co piękne ciało w koronkowej bieliźnie. Jedno mogę powiedzieć o sobie na pewno - nie należę do grupy zwyczajnych kobiet. Która z Pań dałaby się pokroić za możliwość prowadzenia Ferrari F12 Berlinetty lub Audi R8 V10 po torze wyścigowym?