Urodziła się jako "dziewczynka o srebrnych oczach". Matka porzuciła ją w szpitalu

2024-02-07 12:24

Pierwsze lata "dziewczynki o srebrnych oczach", która cierpi na rzadką chorobę genetyczną, były dla niej koszmarem. Matka, która przestraszyła się wyglądu swojego dziecka, porzuciła je jeszcze w szpitalu.

Urodziła się jako dziewczynka o srebrnych oczach.
Autor: Getty images/ Screen Instagram @erynonthepage Urodziła się jako "dziewczynka o srebrnych oczach".

Historie ciężko chorych dzieci, które z powodu swoich ułomności trafiły do sierocińca to te, które chwytają za serce wielu rodziców. Nie inaczej było w przypadku małej Primrose, o której usłyszała para z USA. Zgodnie stwierdzili, że chcą otoczyć dziewczynkę miłością i stworzyć jej dom. Dzięki nim dziewczynka, której wygląd przeraził jej własną matkę, zyskała rodzinę.

Ze względu na rzadką chorobę dziecko wciąż bardzo cierpi, a lekarze nie potrafią uśmierzyć jej bólu. Może jednak liczyć na wsparcie i obecność rodziców adopcyjnych i rodzeństwa.

Czytaj też: Polscy lekarze zrobili innowacyjny zabieg w ciąży. "Jedno z bliźniąt było dawcą krwi"

Spis treści

  1. Wygląd dziewczynki przeraził matkę
  2. Para zobaczyła jej zdjęcie na Facebooku
  3. Dziewczynka płakała przez kilkanaście godzin na dobę
  4. Kobieta codziennie pokazuje walkę o lepsze jutro
Poradnik zdrowie: Wady genetyczne płodu a badania prenatalne

Wygląd dziewczynki przeraził matkę

Maleńka Primrose urodziła się w 2014 roku w Chinach. Jej oczy miały srebrny kolor. Kiedy matka zobaczyła ją po raz pierwszy, wystraszyła się i postanowiła porzucić dziecko. Zostawiła maleńką dziewczynkę w szpitalu, a do domu wróciła już sama.

Dziecko trafiło do sierocińca i z powodu swoich ułomności bardzo cierpiało. Mała Primrose miała nie tylko nietypowy wygląd oczu, lecz także problemy ze słuchem, które sprawiły, że jej pobyt w sierocińcu naznaczony był doświadczeniem izolacji i ciemności, która towarzyszyła dziecku na co dzień. Przypadek sprawił, że jej życie miało wkrótce się odmienić.

Para zobaczyła jej zdjęcie na Facebooku

Jako pierwsza o historii dwuletniej wówczas Primrose dowiedziała się Erin. To ona poczuła, że jest tą osobą, która odmieni życie chorego dziecka. Wspólnie z mężem postanowili więc polecieć do Chin, by osobiście zobaczyć dziecko.

Kiedy dotarli na miejsce i znaleźli się w sierocińcu, stan dziewczynki był naprawdę zły. Gorączkująca dwulatka szybko traciła siły, zaistniała nawet obawa o to, czy będzie mogła odbyć lot. Kiedy to się udało, było wiadomo, że mała Primrose zyska rodzinę w postaci kochających ją rodziców i rodzeństwa - brata i siostry.

Dziewczynka płakała przez kilkanaście godzin na dobę

Dopiero po przylocie na miejsce malutka Primrose została dokładnie przebadana. Jej adopcyjni rodzice chcieli zrobić wszystko, by zadbać o nią najlepiej jak się da.

Dziewczynka miała nie tylko problemy z oczami i ze słuchem, lecz także nietypową budowę mózgu. Zespół delecji 6p25, który zdiagnozowano u dziewczynki, objawiał się także brakiem napięcia mięśniowego.

"Wciąż walczę każdego cholernego dnia o to piękne dziecko, które zasługuje na więcej niż dostało" - pisze jej mama.

Maleńka Primrose długo nie potrafiła przystosować się do życia w nowym miejscu, a jej choroba sprawiała, że dosłownie krzyczała z bólu, nawet kilkanaście godzin na dobę. Ból sprawiał, że odmawiała też jedzenia i picia.

Badanie rezonansem magnetycznym ujawniło ogromne problemy z oczami, dlatego lekarze zaproponowali ich usunięcie. Po operacji dziewczynka zaczęła chodzić, a wkrótce potem nauczyła się języka migowego.

Kobieta codziennie pokazuje walkę o lepsze jutro

Jej mama nie mogła patrzeć na to, jak mała Primrose Lin jest traktowana przez inne dzieci. Te bały się jej, uciekały na jej widok i nazywały potworem. Postanowiła zrobić co w jej mocy, by oswoić otoczenie z widokiem dziecka, którego wygląd odbiega od standardowego. Z czasem zaczęła dzielić się z innymi zdjęciami rodziny, na których widać także chorą dziewczynkę. Zwierzała się z tego, jak wygląda ich życie, odkąd pod opieką mają niepełnosprawne dziecko.

Na jej koncie na Instagramie próżno szukać lukrowanej rzeczywistości. Erin pisze jak jest - o nieprzespanych nocach i jeszcze gorszych dniach. O bólu, z jakim znów zmaga się niespełna 10-letnia już Primrose. O tym, że wciąż musi walczyć o środki na utrzymanie rodziny i leczenie dziecka. Pokazuje, że życie rodzin, które wychowują niepełnosprawne dzieci, pełne jest niesprawiedliwości i samotności.

Wirtualnie dodaje im siły i przekonuje, że nie są w swojej walce sami.

"Jestem zmęczona, załamana i smutna. I taka zmęczona. Tak bardzo chcę, żeby COŚ poszło po naszej myśli. Rodziny niepełnosprawnych dzieci - posłuchajcie mnie: Nie jesteś sam w tej walce. Nie jesteśmy sami. Świat wydaje się nas omijać, ignorować, odrzucać - ale my nigdy nie przestaniemy walczyć" - pisze mama Primrose.

Czytaj też: "Myślałam, że to koniec". Jagna Marczułajtis walczy z rzadką chorobą genetyczną synka