Lęk o zdrowie i życie dziecka jest stary, jak świat. To w dużej mierze kwestia biologii, a zwłaszcza hormonów macierzyńskich. Niektóre zmartwienia odnośnie zdrowia i bezpieczeństwa noworodka, to zwyczajne lęki adaptacyjne. Zwłaszcza, jeśli chodzi o nasze pierwsze dziecko. Uczymy się opieki nad nim i nawet zwykła kąpiel rodzi strach. Nadmierna czujność w tym okresie jest prawidłowym mechanizmem obronnym.
Dziś, by oswoić swój lęk zdobywamy wiedzę, kiedyś jednak nie było do niej dostępu, więc rodziny musiały inaczej radzić sobie z dbaniem o bezpieczeństwo dziecka i własnym dobrostanem psychicznym. Tak powstały wierzenia i zabobony wokół rodzicielstwa, z których część przetrwała do dziś.
Spis treści
- Skąd wzięły się wierzenia o urokach rzucanych na dzieci?
- Nie tylko Polacy wierzą w „złe spojrzenia”
- Zapobieganie urokom i czerwony kolor
- Jak babcie odczyniały uroki?
- Modlitwy odczyniające uroki...
[...] społeczeństwo nie czuło się kimś, na kim spoczywa odpowiedzialność za zdrowie i życie młodego człowieka.
Skąd wzięły się wierzenia o urokach rzucanych na dzieci?
Dziś, w nowoczesnych społeczeństwach rodzice wierzą, że to na nich spoczywa obowiązek utrzymania dziecka w zdrowiu i bezpieczeństwie. Zdobywamy wiedzę medyczną, konsultujemy każdy problem ze specjalistami. Dawniej jednak sądzono, że „jak ma się chować, to się będzie chowało, a jak nie, to nie”. Uznawano dzieci za słabsze, podobnie, jak młode zwierzęta i rośliny, a to los miał decydować o ich zdrowiu i dożyciu dorosłości.
- Taka postawa wobec dzieci i dzieciństwa, zawierająca znaczny ładunek fatalizmu i gotowości na przyjęcie każdych wyroków losu, nie oznaczała braku pozytywnych emocji w stosunku do potomstwa. Istota sprawy tkwiła w tym, że rodzice i całe otoczenie społeczne przyjmowało wobec dziecka raczej postawę życzliwego kibica, który wspiera rozwój młodego organizmu, niż czuło się kimś, na kim spoczywa odpowiedzialność za zdrowie i życie młodego człowieka. Dokonywano wielu czynności i zabiegów, które miały odsunąć od dziecka liczne zagrożenia, niebezpieczeństwa i choroby – czytam w cytacie z prof. Włodzimierza Mędrzeckiego, który podesłał mi dr Marcin Niemojewski z katedry studiów interkulturowych Europy środkowo-wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.
I tu właśnie jest miejsce dla zabobonów i starodawnych wierzeń, z których dziś pozostała nam słynna czerwona wstążeczka.
Autorki zamów konkurują w zarobkach z wziętymi chirurgami
Nie tylko Polacy wierzą w „złe spojrzenia”
Na całym świecie, często nie znając szerszego kontekstu ludzie zawieszają w domach „oko proroka”, „rękę Fatimy” czy też noszą czerwone rzemyki wierząc, że to rodzaj ochrony. To jednak tylko „wisienka na torcie”, która udowadnia, że wierzenia w zauroczenia, a nawet klątwy wciąż istnieją i mają się dobrze. W niektórych krajach i regionach, nawet lepiej od medycyny.
- Na Białorusi magia ochronna (szeptunki i zamowy) to jest składnik głównego nurtu życia społecznego i bardzo dochodowy biznes. Autorki zamów konkurują w zarobkach z wziętymi chirurgami, a na rynku wydawniczym można bez problemu dostać poradniki i leksykony z tej dziedziny, vide „Modlitwy, zamowy i obrzędy dla dzieci w pierwszym roku życia” Walerii, Kiry i Krystyny Sobol – tłumaczy mi dr Niemojewski.
[...] dziecku zakłada się czerwona czapeczkę, a twarz należy chronić przed światłem księżyca [...]
Zapobieganie urokom i czerwony kolor
Zauroczenia i klątwy rzucane przez nieżyczliwych sąsiadów były tymi „przyjemniejszymi” zagrożeniami, które czyhały na dzieci. Gorsze były demoniczne postacie zagrażające ich bezpieczeństwu. Wierzono w strzygi, które drażniły niemowlęta, by płakały… Mamuny, które miały podmieniać zdrowe i silne noworodki, na słabe i chorowite. Strach przed tymi przerażającymi postaciami, wykształtował staropolskie obyczaje mające im zapobiegać.
- Osobą odpowiedzialną za ochronę była matka, która powinna: po porodzie przypiąć sobie do koszuli agrafkę, którą nosi do momentu chrztu dziecka; podczas snu powinna być ciągle zwrócona głową do dziecka; nie powinna oddalać się od domu bez różańca; po zachodzie słońca nie może opuszczać pomieszczenia, w którym znajduje się dziecko; nie może pozostawiać dziecka samego, nie może po zachodzie słońca prać pieluszek. (…) Należało również zaopatrzyć dziecko w apotropeiony (red. przedmioty odwracające zło): dziecku należy zawiesić na szyi poświęcony medalik lub krzyżyk, na rączce powinno mieć zawiązaną czerwoną wstążeczkę, może również mieć ją na głowie; dziecku zakłada się czerwona czapeczkę, a twarz należy chronić przed światłem księżyca; na kolebce dziecka powinien wisieć poświęcony różaniec. Jeśli mimo starań dziecko zostało podmienione istniał sposób aby go odzyskać - należało wynieść odmieńca na gnój i bić go brzozową rózgą. Zwabiona krzykiem dziecka mamuna przybędzie aby je ratować i odda porwane dziecko – czytam w nieco makabrycznym opisie zawartym w artykule „Demonologia ludowa na Lubelszczyźnie” Piotra Lasoty.
Zapobieganie urokom i całość kultury ludowej, w zadziwiający sposób mieszała się z tradycjami chrześcijańskimi. Sądzono, że z nieochrzczonym dzieckiem lepiej nie oddalać się od domu, bo może się „coś stać”. Uznawano też, że przed chrztem nie należy odwiedzać dziecka, ,,bo można na nie rzucić urok. By z kolei temu zapobiec, nawet po chrzcie, należało po pierwszym spojrzeniu na dziecko splunąć, a poza tym koniecznie przynieść ze sobą podarunek podkreślający pozytywne intencje. W rytuałach mających zapewnić dziecku bezpieczeństwo nie mogło nie być miejsca na czerwoną wstążeczkę.
- Antidotum na ,,rzucanie uroków” było przywiązanie czegoś czerwonego do łóżeczka albo do ubranka dziecka - czytam w artykule "Zwyczaje, obrzędy i wierzenia związane z narodzinami i wychowywaniem dziecka", Małgorzaty Gruchoły z Uniwersytetu Lubelskiego.
W czerwonym kolorze, ludowa kultura od zawsze widziała specyficzną moc. Choć w sumie i w chrześcijaństwie był to symbol władzy i zwycięstwa. Sam Chrystus po zmartwychwstaniu ukazywany jest zazwyczaj w czerwonej szacie.
- W tradycji środkowo- i wschodnioeuropejskiej utrwaliło się przekonanie, że czerwień jest apotropejem – z greckiego apotropaios: odwracający zło (a zatem składnik magii ochronnej, pojawia się zresztą w jednym z cytatów w Pani konspekcie). Stąd mnóstwo czerwonych elementów w stroju ludowym, zwłaszcza odświętnym: chusty, wzory na spódnicy, korale czy inne formy biżuterii, przyozdabianie głowy lub stroju czerwonymi kwiatami lub owocami – wyjaśnia mi dr Niemojewski.
Jak babcie odczyniały uroki?
Kreatywność w tej mierze była ogromna, a pomysły bardzo różnorodne. W artykule „Etnografia Lubelszczyzny – magia i folklor magiczny na Lubelszczyźnie” lokalni mieszkańcy zdradzają sposoby, które w ich społeczności znane są od pokoleń.
-
Dziecko płaczliwe, to dziecko zauroczone?
Jednym z bardziej kontrowersyjnych było wiązanie płaczącego dziecka, które uznano za zauroczone.
"Wiesia była tako niedużo, ile miała, może cztery latka, może pińć. […] Pojechaliśmy do Garbowa, ubrałam ją w tego, to było w tygodniu, ale ubrałam ją w taką aksamitową sukieneczke miała bordową, wyszywaną, kokarda na głowie, w no rzymkach, skarpetkach. Wzięła ju ciotka Stacha, wzięła ju poszła nad staw z niu. Poszła nad staw. My później z pola przychodzimy, a łona leży, śpi, ale tako była spocuna i okręcuna sznurkami. Jo się pytamy: co się stało? A łon teściowa mówi: „Poszła Stacha z nią na staw, szła Jędrejkowo, i mówi: Stacha czyjeż to takie ładne dziecko?” – Jak przyszły z nju, jak się zaczeła drzeć, to jej nie mogły rady dać. I ta babcia nawiunzała sznurków, okręciły tymi sznurkami i usneła i to przeszło". [Marianna Gajda, Zabłocie, 2010]
W zachowaniu bezpieczeństwa dziecka pomagać miały też pewne czynności wykonywane w konkretnej porze dnia, jak np. wylewnie wody po kąpieli dziecka czy zbieranie upranych ubranek dziecięcych, które należało wykonywać przed zachodem słońca, gdyż w przeciwnym razie można było sprowadzić na dziecko nieszczęście.
"[…] jak dzieci kumpały, to wody nie wylewały przed zachodem, tylko jeszcze jak słunko było na niebie, bo też mówiły, że uroki dziecko łapie [...] jak się uprało takich z dziecka to już po zachodzie to nie zbirało się, tylko już wisiało przez noc i na drugi dzień zebrone były". [Cecylia Wójtowicz, Wólka Kątna, 2011]
-
Na psa urok...
Aby nie zauroczyć dziecka lub zdjąć z niego urok, starano się „przenieść” go na jakiś inny obiekt, najczęściej zwierzę, zazwyczaj psa, stąd mawiano „na psa urok”. Wierzono również, że uroki zdejmować potrafią konkretne osoby. Pierworodne dzieci, dzieci urodzone przez panny i dziewczynki, które jeszcze nie zaczęły miesiączkować.
"Była taka sąsiadka, która do mnie po mleko przychodziła, no to urzekła mi moją córkę. Córka miała dwa latka. Wybieraliśmy się do kościoła i, a zawsze moja córka to taką ma jasną do dziś karnację, buzię ma taką jaśniutką, a tu czarne oczy takie piwne i tutaj takie włoski miała ładne, kręcone loki, a jeszcze ja jej uszyłam taką sukieneczkę czerwoną w białe kropeczki, naprawdę jak aniołeczek tak wyglądała. I ta przyszło po mleko. I mówi: Yych, jak ty ślicznie wyglądasz. Ona zabrała mleko i wyszła, to dziecko no piszczało od godziny dziewiątej do pierwszej po południu. Nic nie pomagało. Nie poszliśmy do kościoła z mężem, przyszedł sąsiad, pomagał bawić, nosiliśmy na ręcach, nic nie pomagała. I takaż znowu starsza pani mówi tak że: Weź, znajdź – mówi – oj masz tam – mówi – mieszka niedaleko znajduszka. To znaczy, że nie ma ojca prawda. Panna miała dziecko i to ta dziewczynka. Mówi: Zawołaj ją i niech weźmie na ręce i splunie i coś tam powie. […] I ona to zrobiła. Od razu dziecko, no od razu zdrowe się zrobiło. To było autentycznie u mnie po prostu w domu, na podwórzu takie rzeczy były. Także ludzie kiedyś mieli jakieś coś w oczach, że, czy w słowie, czy w oczach, że urzekali". [Maria Gleń, Zakręcie, 2011]
Znanym i często stosowanym sposobem w walce z urokami było również okadzanie zauroczonego dziecka.
"A włosy to, co tak miarkowały kadziły, to święcunu wodu pokropiały. [...] Troszki włosów, żeby zapalić i że to pumogało. […] I takie ziela były takie tom zapalały, poświęciły, podymiły koło tego dziecka i że to pomagało". [Wacława Wiczołek, Bobowiska, 2010]
Modlitwy odczyniające uroki...
Modlitewki, to kolejny dowód na to, jak bardzo ludowe wierzenia mieszały się i nadal mieszają z wiarą chrześcijańską. Stosowano je na odczynianie uroków łącząc ludowe wierszyki z prawdziwymi modlitwami. Jedna z nich przytoczona przez autora „Magii i folkloru magicznego” brzmi:
Obłoki, obłoki zabierzcie z tego dziecka te uroki, chłopskie pod czapeczke, babskie pod czepeczek, żydowskie pod warkoczyk. Proszę Matkę Boską do pomocy! I to przeżegnała i to trzy razy tak. I zdrowaś Mario i znowu trzy razy to samo.
[Bronisława Polak, Stary Majdan, 2011]
Modlitewki były tak popularne, że jak się okazuje, stanowiły inspirację do dzisiejszej formy modlitwy „Aniele Boży, Stróżu mój”.
- Kiedy ksiądz Antoniewicz w XIX wieku tłumaczył „Aniele Boży, Stróżu mój” z łaciny na polski, nadał tekstowi formę łatwego do zapamiętania wiersza, przypominającego nieco formułę zaklęcia – bo chodziło o to, by „pogańskie” duchy domowe zastąpić porządnym chrześcijańskim strażnikiem rodziny, a zwłaszcza dziecka – wyjaśnia dr Niemojewski.
Swoją drogą, wszystkie te uroki z którymi się zmagano, a o których opowiada starsze pokolenie brzmią zaskakująco podobnie do kolek niemowlęcych czy osławionego buntu dwulatka. Nie sądzicie?