Zjawisko nadopiekuńczości (a mówiąc wprost: nadkontroli) nigdy wcześniej nie występowało w aż takiej skali. Skąd w nas, współczesnych matkach, bierze się potrzeba kontrolowania poziomu komfortu i bezpieczeństwa naszych dzieci?
Pokolenie nadopiekuńczych matek to my?
Czy jesteś nadopiekuńczą mamą i uważasz, że to zaleta? Psycholog Agnieszka Wawrzak to jedna z ekspertek, która mówi wprost: nadopiekuńczość nie jest ok.
Nadopiekuńczość jest wynikiem własnej, niezaspokojonej potrzeby bezpieczeństwa. Rzetelne badania pokazują, że jesteśmy pokoleniem nadopiekuńczych matek. Nadkontrolujących.
- wyjaśnia. I dodaje, że warto mieć tego świadomość. I uczyć się tego, by nie wpadać w pułapki bycia nadopiekuńczą.
Po co? Przede wszystkim dla dobra dziecka. Ale i dla siebie. Wyrażając sprzeciw wobec przekonania, że "Kobieta żyje dla innych, a mężczyzna dla siebie". Agnieszka Wawrzak nie kryje, że - jako kobieta i jako psycholog - wyjątkowo nie lubi tego powiedzenia.
Nadopiekuńczość matki traumatyzuje dziecko?
Zdaniem psycholożki, matczyna nadopiekuńczość może być dla dziecka traumatyzująca. Dlaczego?
Ponieważ pozbawia dziecka wolności oraz poczucia sprawczości. A co za tym idzie - wiary we własne siły i możliwości.
Ponieważ dziecko potrzebuje by mama przede wszystkim była... bliska sobie samej, a dopiero potem jemu, dziecku.
By mama umiała pomagać sobie, a dopiero potem dziecku. Zalękniona, nieufna, czujna mama w roli ratownika biegnącego dziecku na pomoc przy każdej nadarzającej się okazji - tak naprawdę wcale nie pomaga.
By uczyć się balansu w rodzicielstwie należy najpierw zaopiekować swoją głowę
- uważa Agnieszka Wawrzak. Psycholożka wie, że to jest trudne. Ale biorąc pod uwagę, że robi się to dla siebie, ale i dla dziecka powinno być dla nas argumentem, że to dobry kierunek. Pierwszym krokiem może być ten w stronę rozróżniania troski o dziecko od nadopiekuńczości.

Polecany artykuł: