Wezwali pomoc do ciężarnej z obrzękiem nogi i dusznościami. Ratownik: „To histeria”. Kobieta nie żyje

2024-03-28 10:41

Tragiczną historię ciężarnej pani Marty opowiedział reporter programu „Uwaga! TVN”. Kobiecie będącej w 7. miesiącu ciąży zaczęła puchnąć noga, pojawiły się też problemy z oddychaniem, rodzina wezwała więc pogotowie. Niestety dwie godziny później pani Marta zmarła. Nie udało się także uratować jej córeczki. Bliscy pani Marty uważają, że personel medyczny dopuścił się uchybień. Sprawą zajęła się prokuratura.

Wezwali pomoc do ciężarnej z obrzękiem nogi i dusznościami. Ratownik: „To histeria”. Kobieta nie żyje

i

Autor: Getty images Wezwali pomoc do ciężarnej z obrzękiem nogi i dusznościami. Ratownik: „To histeria”. Kobieta nie żyje

Pani Marta i pan Kamil z Gdańska nie mogli doczekać się narodzin swojej córeczki Nel. W połowie lutego kobieta, będąc wówczas w 7. miesiącu ciąży, postanowiła ostatni raz przed porodem odwiedzić swoją rodzinę we Włocławku. Po przyjeździe do bliskich nad ranem źle się poczuła.

– Siedziała na kanapie. Zauważyłem, że robi sobie okład. Miała nabrzmiałą, opuchniętą nogę. Duszności i ból w klatce – opowiada Marcin Kłaczyński, szwagier pani Marty, reporterowi „Uwaga! TVN”. Natychmiast wezwano karetkę.

Zakrzepica w ciąży i po porodzie. Kiedy o niej mówimy?

Rodzina ma zastrzeżenia do postępowania ratowników

– Marta pokazała ratownikowi nogę, ten się przyglądał. W tym czasie bardzo ciężko łapała oddech. Ratownik mówi: "Pani nie histeryzuje. To jest histeria" – relacjonuje pan Marcin.

Jak dodał, kobieta miała problemy z utrzymaniem się na nogach, ale ratownicy nie zabrali jej na noszach do karetki. Dopiero tam położono ją na łóżku i podano tlen w związku z problemami oddechowymi. Odjechali spokojnie bez sygnałów świetlnych i dźwiękowych, co wzbudziło w bliskich pani Marty wątpliwości, czy ciężarna otrzyma odpowiednią pomoc medyczną.

– Jechali około 20 minut. Google Maps pokazuje, że rowerem jedzie się 22 minuty – podkreśla oburzony pan Kamil.

Trafiła na SOR i musiała czekać

Pani Marta trafiła na szpitalny oddział ratunkowy, gdzie dostała 3 punkty w 5-stopniowej skali. Oznacza to, że na kontakt z lekarzem miała czekać do godziny.

– Z relacji świadków wiemy, że zajęli się nią dopiero, jak spadła z noszy, na których ją mieli. Pomocy niestety nie miała – podkreśla pan Kamil.

Dopiero, gdy z SOR-u kobieta trafiła na oddział patologii ciąży, zajęli się nią lekarze. Było jednak za późno. Doszło do zatrzymania akcji serca. Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że pani Marta zmarła z powodu zatoru wywołanego najprawdopodobniej oderwaniem się skrzepu, który powstał w żyłach.

Rodzina jest zdania, że kobieta zmarła w wyniku zaniedbań medyków, którzy od początku bagatelizowali objawy zakrzepicy. Obwiniają o to ratowników z karetki, jak i osoby przyjmujące panią Martę na SOR.

Lekarz z ponad 40-letnim stażem w medycynie ratunkowej komentuje

Reporter „Uwaga! TVN” o skomentowanie całej sprawy poprosił lekarza z ponad 40-letnią praktyką w medycynie ratunkowej – Ignacego Baumberga. Specjalista po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną w pierwszej kolejności zwrócił uwagę na to, że są wątpliwości co do postępowania ratowników.

– Mamy zapis – "bez obrzęków kończyn dolnych". To jest tak drastyczna niezgodność między treścią wezwania i zdjęciem, które zrobiła pacjentka, że trudno się do tego odnieść. Personel karetki nie rozpoznał zakrzepicy. Przynajmniej tak wynika z dokumentacji. To wymaga wyjaśnienia – uważa lekarz Ignacy Baumberg.

Wezwali pomoc do ciężarnej z obrzękiem nogi i dusznościami. Ratownik: „To histeria”. Kobieta nie żyje

i

Autor: screen Uwaga! TVN Wezwali pomoc do ciężarnej z obrzękiem nogi i dusznościami. Ratownik: „To histeria”. Kobieta nie żyje

Jak zauważa ekspert, dopiero po tym, jak pani Marta trafiła na oddział patologii ciąży, lekarze prawidłowo rozpoznali zakrzepicę. Niestety jej stan drastycznie się wtedy pogorszył. Mimo reanimacji kobieta zmarła.

W sprawie wypowiedziała się dyrekcja szpitala. – Według naszej analizy wewnętrznej szpital dokonał wszystkich czynności, które były możliwe do zdiagnozowania na etapie pomocy, od samego początku. W naszej opinii, szpital dopełnił wszelkie czynności, które były możliwe do zastosowania w tak trudnej sytuacji – stwierdza Karolina Welka, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku.

Jak dodała,cały czas toczy się postępowanie wewnętrzne.

Sprawą zajęła się prokuratura, która wyjaśnia, czy medycy udzielający kobiecie pomocy popełnili błędy.