Słowa lekarki zdruzgotały mamę pięcioraczków. „W jej oczach byliśmy najgorszymi rodzicami”
Od niespełna miesiąca cała rodzina pięcioraczków z Horyńca jest w komplecie, w domu. Teraz, gdy wszyscy uporali się już z organizacją codzienności ich mama, Dominika Clarke wspomina ciężkie czasy krążenia między domem, a szpitalem. Mówi wprost o załamaniu, które przeżyła przez lekarkę winiącą ich, że „nie byli ciągle przy dziecku”.
Gdy dziecko trafia do szpitala lub gdy przedłuża się jego wyjście do domu po porodzie, cały świat rodziców staje do góry nogami. W wielu przypadkach, któryś z rodziców jest przy dziecku 24 godziny na dobę. Zdecydowanie trudniej jest, gdy maluch ma w domu rodzeństwo. Niewyobrażalnej logistyki wymaga to jednak w przypadku takich sytuacji, jak ta w domu pięcioraczków z Horyńca. Państwo Clarke, łącznie mają 11 dzieci.
Dowiedz się: „Bałam się, że mój dotyk zabije dziecko”. Dominika Clarke o długiej drodze pięcioraczków [WYWIAD]
Pieniądze nie grają roli, dopóki się nie kończą
Mama pięcioraczków, Dominika Clarke, dokładnie relacjonuje życie swojej licznej rodziny w mediach społecznościowych. Ostatnio wróciła wspomnieniami do niełatwego okresu ciągłych podróży pomiędzy domem w którym było kilkoro ich starszych dzieci oraz wypisane wcześniej do domu trzy dziewczynki, a szpitalem w którym wciąż przebywał Czaruś, długo cierpiący na problemy z oddychaniem.
- Przejechaliśmy około 60 tys. kilometrów. Około 700 godzin jazdy, około 120 litrów mleka. Patrzyliśmy, jak nasze maluszki rosną i zmieniają się, a jednocześnie myśleliśmy, ile jeszcze damy radę dźwignąć. Najpierw jeździliśmy razem, by po 4 godzinach jazdy chociaż chwilę być z maluchami - choć godzinę, dwie. A potem długa droga powrotna i rozdarcie, bo tu trzeba zostawić, a tu w domu czekają. Każde z około 100 wyjazdów kosztował 500 zł. Pieniądze nie grają roli, dopóki się nie kończą. Ale jak pracować, będąc ciągle w drodze? Gdy dziewczynki zaczęły przychodzić kolejno do domu, jeździł już tylko mąż. Jakoś dawaliśmy radę, choć moje serce krwawiło, że nie mogłam jeździć do syna - opowiada we wzruszającej relacji pani Dominika.
Okrutna ocena lekarki
W całym tym kilkumiesięcznym szaleństwie, najtrudniejszy dla kobiety był jednak jeden moment. Chodzi o telefon od lekarki.
- Byłam silna, dopóki nie zadzwonił do mnie lekarz dyżurny, który kompletnie zwalił mnie z nóg. W jej oczach byliśmy najgorszymi rodzicami, bo nie było nas ciągle przy dziecku. Te słowa wciąż brzmią w moich uszach. Mimo wszystko musiałam być silna. Musiałam pochować syna, odciągać mleko i walczyć - mówi w dalszej części nagrania.
Chyba każda mama mierzy się z niesprawiedliwymi ocenami otoczenia, jednak aż ciężko uwierzyć, że można tak traktować rodzinę, która dokłada wszelkich starań, by poukładać życie tak dużej gromadki.
Dominika i Vincent Clarke mieszkają we wsi Puchacze w gminie Horyniec-Zdrój. Ich dzieci otrzymały anglojęzyczne imiona z uwagi na pochodzenie ich taty. Urodzone w lutym 2023 pięcioraczki to Charles Patrick (pieszczotliwie nazywany Czarusiem), Henry James (†), Elizabeth May, Evangeline Rose i Arianna Daisy. Małżeństwo ma też starsze dzieci. 13-letniego Philipa, 11-letniego Elliota, 8-letnich Tosię i Zygmunta, Charlotte i Alexandra w wieku 5 lat, a także 18-miesięczną Grace.
Przeczytaj: Rodzina wielodzietna - jak traktujemy duże rodziny w Polsce?