Małgorzata Bryndza, dyrektorka szpitala w Lesku, nie kryła w rozmowach z mediami, że sytuacja jest dramatyczna. Decyzja o zamknięciu porodówki – podkreślmy, ostatniej porodówki w Bieszczadach – stanowi próbę ograniczenia strat finansowych.
Na tutejszym oddziale ginekologiczno-położniczym przychodzi na świat coraz mniej dzieci. Przez cały rok 2024 przyjęto tam 197 porodów. W 2025 roku, do końca maja, rodziło tam 56 kobiet. Zdaniem ekspertów, żeby porodówka się „opłacała”, potrzebne jest co najmniej 400 porodów rocznie.
Tymczasem przy niskiej dzietności w tym rejonie założony pułap był nie do zrealizowania. W 2024 r. odnotowano 5,8 mln strat tylko na oddziale ginekologiczno-położniczym w Lesku. Na oddziale neonatologii nie ma specjalistów tej dziedziny – noworodkami zajmują się pediatrzy.
Mimo że porodów teoretycznie jest niewiele, w rzeczywistości problem dotknie setek kobiet. Przyszłe mamy będą musiały rodzić w Brzozowie – 62 km od Ustrzyk Dolnych. Trasa, z uwagi na lokalizację miejscowości, nie jest łatwa do pokonania, szczególnie zimą.
Inne dostępne placówki z porodówkami są w Jaśle, Krośnie i Przemyślu, gdzie odległości są jeszcze większe, a czas dojazdu to ponad godzina (w dobrych warunkach). Oznacza to zagrożenie zdrowia i życia rodzących, szczególnie w sytuacjach nagłych.
Tymi pozycjami mamy ułatwiają sobie poród
Polski system ochrony zdrowia boryka się z nierentownością wielu oddziałów ginekologiczno-położniczych oraz z brakiem lekarzy, którzy nie chcą pracować w powiatowych szpitalach. Wielu placówek nie stać, żeby płacić po kilkaset złotych za godzinę dyżuru.Jak dodał Michał Bulsa, specjalista ginekologii i prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie, część lekarzy preferuje pracę w prywatnych placówkach, z uwagi na lepsze warunki pracy i mniejsze ryzyko pozwów. Jak podkreślił Michał Bulsa: – Strach przed odpowiedzialnością cywilno-karną jest tym większy, że w szpitalu powiatowym zabezpieczenie jest dużo gorsze niż w specjalistycznym.

Propozycja, żeby pilotażowo skonsolidować szpitale w Lesku, Sanoku i Ustrzykach Dolnych, została odrzucona – a to była potencjalna możliwość, żeby uratować leską porodówkę. Nie ma również dodatkowych pieniędzy z urzędu wojewódzkiego ani innych źródeł.
Ministra zdrowia Izabela Leszczyna zapowiedziała w serwisie X, że w sprawie ostatniej porodówki w Bieszczadach odbędzie się spotkanie, mające na celu ustalenie, czy są szanse utrzymania oddziału, ale też poprawy sytuacji szpitala. Ma to wymagać zaangażowania dyrekcji szpitala i organu założycielskiego. Wcześniej proponowana restrukturyzacja (oraz redukcje etatów) zostały odrzucone przez dyrekcję. Ministra Leszczyna podkreśliła, odnosząc się do sprawy nagłośnionej przez Rynek Zdrowia, że:
od roku usiłuję pomóc szpitalowi w Lesku (…) Niestety żadne efektywne działania nie zostały podjęte. (...) Bez determinacji samorządu i pracowników nie pomoże żaden minister, ani poseł.