W 2011 roku Światowa Organizacja Zdrowia stwierdziła, że poród indukowany, choć powinien odbywać się z przyczyn stricte medycznych, dotyczy już 25% porodów. Trudno zatem utrzymywać, że indukcja porodu jest zarezerwowana wyłącznie dla przypadków, w których faktycznie przyspieszenie porodu jest potrzebne.
Gdy przychodzi termin porodu, indukcja porodu to rozwiązanie odpowiadające zarówno ciężarnej (która chce, by ciąża wreszcie się zakończyła, a ona mogła wziąć w ramiona długo wyczekiwane dziecko) jak i personelowi szpitala.
Przy tak wysokim odsetku trudno jest obronić tezę, że dzieje się to z przyczyn wyłącznie medycznych, dla skorygowania porodu, przebiegającego w sposób nieprawidłowy. Należy raczej stwierdzić, że znaczna część tego odsetka jest wyrazem medykalizacji porodu fizjologicznego i próbą dopasowywania jego tempa, dynamiki i czasu trwania do ustalonych ram procedur szpitalnych, potrzeb personelu lub też sposobu organizacji oddziałów położniczych
- czytamy na stronie Fundacji „Rodzić po Ludzku”.

O konieczności indukcji porodu przesądziło wysokie ciśnienie
Lekarka Marzena Zwiahel, która na Instagramie prowadzi profil @lekarka.nad.morzem opowiedziała o tym, jak wyglądał jej indukowany poród.
Na izbę przyjęć zgłosiła się w 40. tygodniu ciąży (dokładnie 39+2 dni) z powodu słabo odczuwanych ruchów dziecka. W szpitalu wykonano badanie KTG, badanie ginekologiczne i USG.
Polecany artykuł:
Żadne z nich nie budziło wątpliwości, jednak okazało się, że ciśnienie jest dość wysokie. Mierzone kilkakrotnie, za każdym razem wynosiło ponad 150/90.
Wysokie ciśnienie przed porodem to jeden z objawów stanu przedrzucawkowego, dlatego nie wolno go lekceważyć.
W przypadku lekarki, leki obniżające ciśnienie nie pomogły, dlatego zdecydowano o przyjęciu na oddział patologii ciąży. Było jasne, że ciężarna do porodu zostanie już w szpitalu.
− Kolejnego dnia mimo leków ciśnienie utrzymywało się na podobnym poziomie. Dostałam propozycję wywołania porodu, na którą od razu przystałam. Pani Doktor dokładnie wytłumaczyła mi, że ciąża jest już donoszona, a nie ma co ryzykować powikłaniami nadciśnienia
- wspomina lekarka Marzena Zwiahel.
Jak przebiega poród indukowany? Historia lekarki
Preindukcja porodu zaczęła się od założenia balonika (cewnika Foleya). Jego zadaniem jest bezpośrednie rozciąganie szyjki macicy oraz pobudzenie lokalnego wydzielania prostaglandyn, które odpowiadają za skurcze.
Preindukcja porodu nie zawsze jest konieczna przed porodem indukowanym. Stosuje się ją jeśli ocena dojrzałości szyjki macicy wg skali Bishopa wykaże, że szyjka macicy nie jest jeszcze gotowa do porodu. Balonik zazwyczaj umieszcza się na 24 godziny.
Już po godzinie pojawiły się pierwsze skurcze i choć ich częstotliwość była regularna (występowały co 6-7 minut), sam poród miał nastąpić dopiero kolejnego dnia.
Po wyjęciu cewnika okazało się, że rozwarcie szyjki macicy wynosiło dopiero 3 cm. Ciężarną podpięto pod KTG, podano dożylnie antybiotyk (z powodu dodatniego wyniku GBS), następnie oksytocynę, zaczynając od najmniejszej dawki, którą stopniowo zwiększano.
Mimo oksytocyny i nasilających się skurczów rozwarcie nie postępowało, dlatego lekarz przebił pęcherz płodowy. Jak wyjaśnia lekarka, samo przebicie pęcherza płodowego nie było bolesne, ale już jakiekolwiek manewry lekarza tak.
Ciężarna skorzystała z gazu rozweselającego, następnie poprosiła o znieczulenie zewnątrzoponowe, które pozwoliło na półtoragodzinny sen. Następnie rozpoczęły się skurcze parte, które trwały około 40 minut.
„Myślałam, że sam poród będzie dla mnie wielką traumą”
Jak wspomina lekarka Marzena Zwiahel, dużo wsparcia otrzymała od położnych, które proponowały rożne pozycje, które miały ułatwić dziecku przejście przez kanał rodny, jednak lekarz w końcu zaproponował nacięcie krocza, na które się zgodziła. Choć bardzo chciała go uniknąć najważniejsze wtedy było dla niej bezpieczeństwo dziecka.
− Niestety, nie szło mi na początku zbyt dobrze. Dostawałam informację, że całą siłę kumulowałam w nogach
- wspomina Marzena Zwiahel.
Mimo nacięcia krocza lekarz poinformował ją o tym, że będzie trzeba użyć próżnociągu. Gdy zobaczyła, jak przygotowuje urządzenie, zdała sobie sprawę z tego, że sytuacja jest naprawdę trudna.
− Wiedziałam, że w tym momencie już dużo zależy ode mnie i weszłam na jakiś zupełnie inny poziom skupienia i determinacji, przestraszona wizją użycia tego urządzenia. I udało się bez. O 00:18 urodziło się moje cudo
- wspomina lekarka Marzena Zwiahel na Instagramie.
Choć przypuszczała, że jej poród będzie dla niej wielką traumą, kolejnego dnia liczyło się tylko to, że może trzymać w ramionach swoją córeczkę.