Czy to prawda, że na Białołęce grasuje grupa osób, które próbują porwać spacerujące samotnie dzieci? Tak wynika z wiadomości, którymi wymieniają się rodzice uczniów tamtejszych szkół. Część z nich otrzymała nawet komunikaty od dyrekcji szkół i przedszkoli, do których uczęszczają ich dzieci.
Choć policja nie potwierdza, by faktycznie ktoś proponował dzieciom cukierki czy wprost próbował wciągnąć je do auta, na rodziców padł strach. Jak przekazała nam mama jednego z uczniów, sama w tym tygodniu otrzymała wiadomość od placówki, do której uczęszcza jej syn. Jej treść faktycznie brzmi niepokojąco.

„Proponują dzieciom cukierki albo lody”
W wiadomości, którą otrzymała mama ucznia jednej ze szkół na Białołęce, czytamy o grupie dorosłych osób, która ma namawiać idących z plecakami uczniów do tego, by poczęstowały się cukierkiem. Dzieci mają słyszeć także propozycje kupna lodów w pobliskiej lodziarni przy ul. Aluzyjnej.
Jak wynika z wiadomości rozsyłanej do rodziców uczniów, informacje pochodzą od jednego z zaniepokojonych rodziców. Placówka nie weryfikowała ich prawdziwości, postanowiła jednak poinformować wszystkich, by zwiększyli czujność. Najwyraźniej ostrzeżenie działa, bo wielu rodziców zwraca większą uwagę na osoby widywane w okolicy szkoły, a zwłaszcza na granatowy samochód, którym mają poruszać się dorośli.
Otrzymałam wiadomość ze szkoły syna o tym, że na Tarchominie w okolicach ulicy Aluzyjnej krążą osoby proponujące dzieciom cukierki albo lody. Dorośli poruszają się osobno albo w parach, w tej grupie jest kobieta. Auto, którym się poruszają nie jest duże, ma granatowy kolor
- mówi mama ucznia jednej z prywatnych szkół na Białołęce.
Dyrekcja szkoły poprosiła rodziców o czujność i rozmowę z dziećmi. Jak dowiadujemy się z lokalnych grup w mediach społecznościowych, coraz więcej rodziców słyszało o zagrożeniu i wzajemnie wymieniają się spostrzeżeniami.
„Zwracają uwagę głównie na dziewczynki”
Jak wynika z komunikatu rozsyłanego do rodziców uczniów, osoby o niejasnych zamiarach większą uwagę zwracają na dziewczynki. Jedną z nich mieli nawet zabrać na lody do pobliskiej kawiarni, a następnie próbować uprowadzić. Najczęściej zaczepiają dzieci, które ze szkoły wracają samotnie.
Nietrudno dziwić się rodzicom, którzy słysząc o tego typu sytuacjach wolą osobiście odwieźć dziecko do placówki i przywieźć z niej lub proszą o to, by poruszały się w grupie.
Z informacji, które krążą między rodzicami wynika także, że jeden z mężczyzn zaczepiających dzieci miał być zatrzymany przez policję i „zwolniony z braku dowodów”. Jak jednak w rozmowie z Onetem podaje nadkom. Paulina Onyszko z komisariatu policji na Białołęce, funkcjonariuszom nikt nie potwierdził informacji o cytowanych zdarzeniach.
Policjanci przeprowadzili również rozmowę z mężczyzną, który sygnalizował takie zdarzenie. Przyznał, że nie był świadkiem tej sytuacji, bazował jedynie na informacji uzyskanej od dyrekcji placówki. Stwierdził również, że nie zna żadnej osoby, która była świadkiem tej sytuacji. Mężczyzna nie słyszał też, by inni rodzice dzieci uczęszczających do tego przedszkola opowiadali o podobnej sytuacji
— przekazała Onetowi nadkom. Paulina Onyszko.
Wszystko wskazuje więc na to, że rozsyłane od kilku tygodni wiadomości mają za zadanie wywołać u rodziców strach. I choć czujności nigdy za wiele, to jedna z tych sytuacji, która przypomina o tym, jak ważna jest rozmowa z dziećmi i przestrzeganie przed przyjmowaniem czekogolwiek od nieznajomych.
Niestety, jak pokazuje ten eksperyment, dzieci wyjątkowo chętnie przyjmują batoniki od nieznajomych. Socjolog zauważył, że wystarczyło 20 sekund, by każde dziecko przekonać do tego, by poszło z nim do samochodu, aby „obejrzeć więcej piesków”.