Przez śnieżycę ciężarna nie mogła pojechać do szpitala. Poród odebrano przez Messengera

2022-12-29 15:24

Ostatnie dni w USA przebiegają pod znakiem fatalnych warunków pogodowych. Ogromna śnieżyca w wigilię Bożego Narodzenia uwięziła w domu mieszkankę Buffalo, która właśnie zaczęła rodzić. Dzięki połączeniu przez Messengera z nieznajomymi położnymi, kobieta odbyła szczęśliwy poród... zdalny.

Kobieta w zamieci śnieżnej

i

Autor: GettyImages / Facebook @Erica Ngozi Thomas Zdalny poród w śniezycy

Śnieżyca, która szalała w Buffalo w stanie Nowy Jork w wigilię Bożego Narodzenia uwięziła w domach tysiące Amerykanów. Wśród nich rodzącą kobietę Ericę Thomas. Gdy okazało się, że karetka nie może przebić się przez zaspy, przyszły tata wpadł na genialny pomysł: poprosił o pomoc w internecie. Dzięki temu jego żona, kierowana zdalnie przez dwie położne łączące się z nią na Messengerze, urodziła zdrową córeczkę. 

Spis treści

  1. Śnieżyca uwięziła ich w domu
  2. Szybka pomoc z facebooka
  3. Zdalny poród zakończony sukcesem
  4. Nie dałbym rady bez pomocy obcych ludzi 
Poród w miejskim korku w Olsztynie

Śnieżyca uwięziła ich w domu

Erica i Davon Thomas spodziewali się narodzin pierwszego dziecka. 23 grudnia późnym wieczorem, kobieta zaczęła odczuwać skurcze. W wigilijny poranek były one już tak silne, że para postanowiła zadzwonić po karetkę, ponieważ śnieżyca uniemożliwiała im wyjście z domu - śnieg sięgał do wysokości połowy drzwi wejściowych.

Niestety, pogotowie również miało problem z dojechaniem do rodzącej: pod numerem alarmowym powiedziano im, że ratownicy próbowali dostać się na ich ulicę, ale nie mogli.

„Zacząłem myśleć: „Co robić, aby moje dziecko mogło się bezpiecznie urodzić?" - opowiadał stacji CNN młody tata.

Czytaj również: Są jak gotowe scenariusze na film. Najbardziej spektakularne porody 2022

Nagły poród: co robić, gdy zaskoczy nas błyskawiczny poród? [WYWIAD]

Szybka pomoc z facebooka

Davon zadzwonił do przyjaciela, który zamieścił post na grupie mieszkańców Buffalo na Facebooku, prosząc o pomoc. Posypały się komentarze z radami i ofertami pomocy, wśród nich był numer telefonu od Raymondy Reynolds, miejscowej douli z pięcioletnim doświadczeniem.

Około godziny 13. mężczyzna postanowił połączyć się z nią przez Messengera, co, jak opowiadała potem Raymonda, bardzo ją uradowało. ieszyła się, że może pomoc nieznajomej kobiecie w tak trudnej sytuacji. 

Położna w czasie rozmowy z mężczyzna słyszała w tle Ericę, która zaczęła już rodzić. Zaczęła mówić Davonowi, co ma robić. „Zdałem sobie sprawę, jakie to ważne i wszystkie nerwy odeszły” - wspominał dziennikarzom świeżo upieczony tata.

Pod kierunkiem Raymondy mężczyzna wziął z kuchni ręczniki, nożyczki i miskę na łożysko. Przestawił też połączenia na czat wideo, aby doula mogła obserwować poród na bieżąco. Kobieta ciągle powtarzała Erice, żeby głęboko oddychała, starała się ją uspokoić i dodać otuchy.

Po jakimś czasie położna dołączyła do niezwykłego czatu swoją przyjaciółkę, doulę i pielęgniarkę Ivę Blackburn, doskonale obeznaną w porodach domowych.

Nieco po godzinie 15. zgodnie z zaleceniem położnych mężczyzna włączył latarkę w telefonie, aby pokazać im postęp porodu. W tym momencie jego żona krzyknęła, że czuje główkę. Davon trzymał stos ręczników pod Ericą, kiedy kucała i parła, wreszcie zawołał, że dziecko jest już na świecie. 

„Zaczęliśmy krzyczeć, jakby Buffalo Bills (lokalna drużyna futbolu amerykańskiego - przyp. red.) zdobyła punkt – powiedział Reynolds. - To była najpiękniejszy moment, w którym uczestniczyłam”.

Zdalny poród zakończony sukcesem

Devynn Briell Thomas urodziła się 24 grudnia o godzinie 15:31, ważyła 2,9 kilograma i mierzyła 50,8 cm. Od razu trafiła na brzuch mamy i wydała z siebie swój pierwszy krzyk, który został powitany był przez doule z wielką radością. Ale to nie był koniec ich zadania. Połączenie trwało nadal, bo tata musiał przeciąć pępowinę i oczyścić buzię i nosek dziecka z wydzieliny. 

„Bez nich nie dałbym rady” - powiedział Davon - "Świadomość, że one były po drugiej stronie telefonu, była bardzo pocieszająca". 

Czytaj również: Para z Krakowa przeżyła poród, jak z filmu akcji. "Oluś po prostu wypadł mi na dłonie"

Nie dałbym rady bez pomocy obcych ludzi 

Życzliwość nieznajomych na tym się nie skończyła. Rankiem Bożego Narodzenia z Davonem skontaktował się jakiś mężczyzna i powiedział, że widział jego post na Facebooku i jest w stanie pomóc jemu i jego rodzinie dostać się do szpitala.

"Nie był w stanie dotrzeć aż do mojego domu. Więc zaparkował swoją furgonetkę trzy ulice od miejsca, w którym mieszkam, a potem przyszedł do mojego domu i pomógł mi zabrać żonę i noworodka do samochodu. Dosłownie musieliśmy przejść przez góry śniegu. To było jak coś z filmu” - opowiadał Stacji CNN młody tata.

Śnieżyce w USA ustały, a dzielna mama i jej córeczka są już w domu. Kiedy pogoda się poprawi, planują spotkać się z położnymi, które pomogły im przejść przez to niezwykle wydarzenie, jakim był zdalny poród.