Dominika Clarke wraz z rodziną przez siedem lat mieszkała w Polsce. Wkrótce po narodzinach pięcioraczków wspólnie z mężem podjęli decyzję o przeprowadzce. Wyjechali do Tajlandii, którą określa się mianem krainy uśmiechu.
Mama pięcioraczków zyskała ogromną popularność, która tylko rośnie. Niestety oprócz słów wsparcia, coraz częściej doświadcza hejtu skierowanego w jej stronę. Internauci komentują nie tylko warunki lokalowe (rodzina przeprowadziła się do budynku o niższym standardzie), lecz także posiłki podawane dzieciom czy to, ile Dominika Clarke wydaje na utrzymanie dzieci w Tajlandii.
Choć w wywiadzie z Mjakmama24.pl zapewniała, że śmieje się z nieprzychylnych opinii, coraz częściej zamiast optymistycznych filmików pojawiają się nagrania, na których znana mama płacze. Okazuje się, że dostała wiadomość od biura Rzecznika Praw Dziecka. Wystraszyła się, że liczne donosy przyniosły skutek.
„Pozostaje mi czekać, aż zabiorą dzieci”
Pierwszy niepokojący film pojawił się na kanale rodziny Clarke już wiele tygodni temu. Pani Dominika już wtedy żaliła się na „hejt i zawiść, które przebiły granice jej wytrzymałości”. Poszło o zbiórkę na buty ortopedyczne dla Czarusia. Jak tłumaczyła, chciała jedynie dać możliwość wsparcia osobom, które martwiły się o rehabilitację chłopca.
Dość szybko jeden z jutuberów „prześwietlił” materiały publikowane przez mamę pięcioraczków i dał upust swoim domysłom na temat powodów, dla których rodzina wyjechała z Polski.
Jeszcze przed wyjazdem do Tajlandii ich dom odwiedzili pracownicy MOPS-u i funkcjonariusze policji. Ktoś doniósł, że „wywożą dzieci do dżungli”.
Okazuje się, że i teraz nie brakuje osób, które chcą zrobić wszystko, by zwrócić uwagę polskich służb na rodzinę. Dominika Clarke wprost nazywa to krucjatą przeciwko niej. Niedawno pokazywała kolejne komentarze hejterów, śmiejąc się z ich treści i publicznie obnażając nazwy kont na Instagramie i Facebooku. Teraz jednak łamiącym się głosem wyznała, że traci siły na „walkę ze światem, który zatracił ludzkie uczucia”.
Nie mam już siły walczyć. Udało ci się zniszczyć rodzinę - weź to zwycięstwo i bądź dumna - jest z czego. Ja nie mam już siły, próbowałam walczyć, cieszyć się życiem, nawet ubogim i prostym - a ty dopięłaś swego, codzienne donosy do polskich służb w końcu przyniosły efekt. Pozostaje mi czekać, aż zabiorą dzieci, wrzucą je w system lepszej opieki niż prosty, radosny dom rodzinny. Drodzy widzowie, to już jest koniec, nie mam siły walczyć ze światem, który zatracił ludzkie uczucia
- napisała Dominika Clarke na Instagramie.

Mama pięcioraczków otrzymała wiadomość od Rzecznika Praw Dziecka
Skąd ten dramatyczny ton? Okazuje się, że pani Dominika otrzymała wiadomość z informacją o tym, że czeka na nią e-mail od instytucji Rzecznika Praw Dziecka.
Ekran ciemnieje, a na nim pojawiają się słowa, które mrożą moją krew. Drżącym palcem klikam w wiadomość. E-mail od instytucji. Rzecznik Praw dziecka. Zaszyfrowany, zimny, obcy
- pisze Dominika Clarke.
Dopiero kolejnego dnia udało się wyjaśnić, o co chodzi, ponieważ w momencie odczytywania wiadomości w Polsce była godzina 2:00 w nocy. Ku uciesze znanej mamy to nie donosy sprawiły, że zainteresował się nimi rzecznik, choć pośrednio tak właśnie było. Liczne donosy stały się jednak przyczynkiem do wysłania wiadomości o szkodliwości internetu.
Jak stwierdziła, nie ma żalu do urzędu, uważa, że to dobrze, że reaguje na zgłoszenia. Jednak wciąż ubolewa nad tym, że nie ma paragrafów, które skutecznie przeciwdziałałyby anonimowemu hejtowi w sieci.