Ośrodki wypoczynkowe z domkami letniskowymi oraz campingi oferujące parcele dla kamperów, przyczep i namiotów oraz możliwość noclegu w domku mobilnym cieszą się aktualnie ogromną popularnością wśród polskich wczasowiczów.
Zapewniają typowo wakacyjną, luźną atmosferę, do tego zamknięty, ogromny teren i duża ilość dzieci to dla najmłodszych najlepsze środowisko do beztroskich zabaw od świtu do nocy. Możliwość korzystania z własnej kuchni też jest dla wielu plusem. To nie tylo bardziej ekonomiczna, ale i zdrowsza forma wakacyjnego wyżywienia niż stołowanie się w smażalniach i barach w miejscowościach wakacyjnych.
Plusów takiego wypoczynku jest wiele. A minusy? Nasza czytelniczka opisuje sytuację, która spotkała ją nad polskim morzem podczas pobytu w pierwszej połowie lipca.
"Patologia wyrwała się z rozpadających się kamienic i straszy wśród normalnych ludzi"
- opowiada mama dwóch córek, spodziewająca się trzeciego dziecka.
Oddajmy zatem głos naszej czytelniczce.
Ojciec wyzywał matkę przez telefon do 3 nad ranem
To były najgorsze wakacje w moim życiu. To co działo się na ośrodku zabrało nam radość z wakacji. Niby wszystko super. Blisko do morza, pogoda dopisała, domek był schludny, ośrodek urokliwie położony w samym lesie tuż przed wydmami. Byliśmy w wakacyjnym kurorcie, ale umiejscowienie ośrodka pozwalało cieszyć się zarówno komercyjnymi atrakcjami na wyciągnięcie ręki, jak i spokojem wspomnianego lasu. Co mogłoby pójść nie tak w takim miejscu? Ano - towarzystwo.
Już pierwszej nocy nie mogłam spać do 4 nad ranem, bo do godziny 3 wysłuchiwałam wyzwisk, które niosły się po całym lesie. Kilka domków dalej jakiś mężczyzna siedział na tarasie i wyraźnie prowadząc rozmowę telefoniczną wyzywał i wygrażał, jak się domyśliłam z kontekstu - matkę swoich dzieci. Leciały nawet groźby śmierci i takie epitety, że na samo wspomnienie chce mi się płakać.
Następnego dnia mój mąż poszedł do recepcji złożyć skargę. Nie był pierwszy. Właściciel poszedł do tamtego człowieka i zwrócił mu uwagę. Poprawił się, ale nieznacznie. Darł się ciszej i trochę mniej wyzywał. Tak czy siak, przebywanie w tak bliskiej odległości od tak agresywnego człowieka całkiem odebrało mi radość z wakacji. Czułam się zagrożona i bałam się o dzieci tego człowieka, które przebywały tylko pod jego opieką. Wiem, że jestem w ciąży i mogę być wrażliwsza, ale to było serio okropne, dla każdego wczasowicza. Dziwi mnie, że ten człowiek nie został wyrzucony z ośrodka, bo koleżanka opowiadała mi, jak była świadkiem jak wydalono z campingu matkę z dziećmi, która non stop przeklinała. Właściciele mieli to ponoć zapisane w regulaminie.
"Ukryta patolka?"
To mnie przeraża, bo lubię ten rodzaj wypoczynku, ale już nie jest oczywiste, że trafi się na same "normalne rodziny" jak nasza. Mam wrażenie, że patologia wyrwała się z rozpadajacych się kamienic i straszy wśród normalnych ludzi. Nie mówię tu tylko o 500 czy 800 plus. Nie chcę nikomu umniejszać, ale wielu pracowników całkiem nieźle zarabia, jak na dzisiejsze standardy, ale nie przedstawiają żadnego poziomu kultury czy wrażliwości. Ten człowiek wyglądał niepozornie, ale jak się odezwał słychać było, co to za element.
Kiedyś wiadomo było, jak wyglądał margines społeczny, gdzie mieszkał i raczej nie wyjeżdżał na wakacje. Dziś bycie w klasie średniej nie oznacza jakiegokolwiek poziomu poza tym finansowym. Dodam może jeszcze, że w ośrodku w którym mieszkaliśmy domek kosztował 550 zł za dobę, więc koszt samego noclegu to 3850. Do tego dojazd i jakiekolwiek inne wydatki "na mieście"... Martwi mnie to jak zaczyna się kształtować społeczeństwo w tym kraju. To był chyba nasz ostatni wakacyjny wyjazd do Polski. Za granicą wydam tyle samo, a przynajmniej uniknę takich "wrażeń". Może do jakiejś Chorwacji czy Włoch "patolka" jeszcze nie dotrze przez najbliższych kilka lat.
Co sądzicie o całej sytuacji? Mieliście podobne doświadczenia na wakacjach?