Fundacja Szlachetny Bohater działała od kilku lat w województwie wielkopolskim. Miała swoje biura w Poznaniu, we Wrześni i w Gnieźnie. Sama szukała kandydatów na swoich podopiecznych - kontaktowała się w rodzicami chorego dziecka i proponowała wsparcie oraz organizowanie zbiórek.
Jak twierdzą byli już pracownicy fundacji (zostali niedawno zwolnieni), kilka lat temu wszystko działało, jak powinno. Problemy pojawiły się kilka miesięcy temu. Zaniepokojeni rodzice poinformowali o sprawie dziennikarzy magazynu Uwaga!, którzy postanowili to sprawdzić.
Problemy z fundacją
Dziennikarze trafili do rodziców kilkorga dzieci oraz do byłej pracownicy po tym, jak w mediach społecznościowych pojawił się apel mamy małego Leona, chorego na SMA, która ostrzegała ewentualnych darczyńców przed wpłacaniem pieniędzy na konto synka w fundacji Szlachetny Bohater.
"Jeżeli otrzymacie telefon, maila, list w z prośbą o wsparcie, to nie przelewajcie tam pieniędzy. Od paru miesięcy mam problem z tą fundacją, a dzisiaj otrzymałam informacje, które potwierdziły moje obawy" - mówiła na nagraniu Marta Kokocińska, mama Leona.
O jakich problemach mówi kobieta? Zbiórki na chore dzieci ruszyły, ale rodzice nie mieli możliwość śledzenia wpłat. Na stronie internetowej pojawiała się jedynie informacja o procencie uzbieranej kwoty. Niektórzy rodzice mieli w umowie określoną sumę, której potrzebowali, inni nie. W przypadku Leona było to 9,5 miliona zł, które miały pokryć koszty terapii genowej. Marysia potrzebowała tylko milion. Na jej koncie od dłuższego czasu widnieje informacja o zebraniu 20 procent kwoty. "To ok. 140 tys zł" - mówi tata dziewczynki, który po kilkunastu wysłanych mailach dostał odpowiedź, że na koncie jego córeczki jest... 1800 zł.
Czytaj również: Rodzice Aleksa oddali pieniądze ze zbiórki, bo mieli dostać refundację. "Los brutalnie z nas zadrwił"
Stał się cud. W 7 dni internauci uzbierali niewyobrażalną kwotę dla Artemika
Gdzie są pieniądze ze zbiórek?
Jak ustalili reporterzy Uwagi! z rodzicami pod koniec lipca skontaktowały się byłe pracownice fundacji, które poinformowały ich o zamknięciu biur fundacji i zakończeniu zbiórek. Gdyby nie ich telefony, większość podopiecznych nie miałaby o niczym pojęcia. Ci, którzy zgłaszali się do fundacji i próbowali ustalić, gdzie są pieniądze z kwest, jarmarków charytatywnych i innych akcji, które były organizowane, rozmawiali tylko z pracownikami. Prezes fundacji unikał kontaktu - mówi w magazynie jedna z jego podwładnych.
Reporterom również nie udało się porozmawiać z szefem Szlachetnego Bohatera: gdy podjechali pod jego dom, najpierw udawał, że jest kimś innym, potem nie chciał otworzyć im drzwi. Podobno został zwolniony - twierdzą przedstawiciele fundacji.
Nie ma to jednak znaczenia, bo sprawą i tak zainteresowała się już prokuratura w Poznaniu, powiadomiona przez rodziców o niejasnych działaniach fundacji. Prowadzi sprawę w kwestii oszustwa wobec osób wpłacających pieniądze na leczenie dzieci oraz pokrzywdzenia rodziców, którzy nie otrzymali wpłat ze zbiórek.
źródło: Uwaga!TVN