Pub działający we wschodniej Anglii reklamuje się jako "wolny od dzieci". Nie wszystkim podoba się podejście właściciela, choć jak sam wywołany do tablicy David Worcester przekonuje, usłyszał też wiele ciepłych słów od ludzi z całego świata.
Na dowód tego podaje, że słynny potykacz z napisem "Dog friendly, child free" stoi przed wejściem już od... 10 lat.
Spis treści
Do lokalu tylko bez dzieci
David Worcester spotkał się z ogromną krytyką po tym, jak zdjęcie z kontrowersyjnym napisem umieszczonym przed wejściem do jego pubu, trafiło do sieci. Fotografię w mediach społecznościowych opublikował jeden z zadowolonych klientów, który zapozował obok potykacza dodając opis "Znalazłem swoje nowe miejsce".
Pub słynący z tego, że chętnie ugości psy, za to klienci z dziećmi nie mają tam czego szukać, mieści się w St Albans niedaleko Londynu.
Właściciel pubu twierdzi, że taką politykę stosuje już od 10 lat i póki informacja o tym nie trafiła do sieci, spotykał się wyłącznie z pozytywnym odbiorem. Przekonuje, że jedyne negatywne komentarze pochodziły od ludzi, którzy nigdy nie odwiedzili jego pubu, a opinię wyrobili sobie wyłącznie na podstawie zamieszczonego w internecie zdjęcia.
Nic dziwnego, że post ze zdjęciem wywołał publiczną dyskusję. W końcu fotografia zdobyła 75 milionów wyświetleń. Tak ogromny zasięg sprawił, że właściciel usłyszał o sobie, że nienawidzi dzieci.
Czytaj też: "Dlatego nienawidzę dzieci". Pokazał jak wygląda jego restauracja po takiej wizycie
"Dlaczego nienawiść do dzieci stała się społecznie akceptowalna?"
W komentarzach pod postem, których jest prawie trzy i pół tysiąca, opinie są podzielone. Bezdzietna polityka lokalu wiele osób przekonuje, bo zdaniem części klientów cenią sobie oni miejsca, w których mogą spędzić czas bez krzyków, bałaganu wokół i głośnych grymasów, jakie zwykle wiążą się z towarzystwem małych gości restauracji.
"Jestem rodzicem i uważam, że miejsc takich jak to powinno być więcej" - pisze jeden z komentujących. Wtórują mu inni internauci, piszący o chęci spędzenia spokojnego wieczoru bez wrzasków dookoła.
Sam pomysł oficjalnego napisu przy drzwiach popierają również osoby, które mają za sobą przykre doświadczenia wyproszenia z lokalu, do którego przyszły z dziećmi. Jak przekonują, gdyby każdy wprost pisał, że nie jest to lokal dla dzieci, uniknęliby niezręczności.
Nie brakuje jednak osób, które wprost zarzucają właścicielowi pubu wykluczanie określonej grupy klientów, głównie kobiet z małymi dziećmi. Piszą o nienawiści do dzieci, która ich zdaniem staje się społecznie akceptowalna, tymczasem pod przykrywką dbałości o komfort pozostałych dorosłych gości pubu, ma być jawnym uderzeniem w tych, którzy są zbyt słabi, by stanąć we własnej obronie.
"To wykluczenie całej grupy ludzi" - piszą oburzeni.
"W St Albans mamy ponad 40 pubów, z których wszystkie są przyjazne dzieciom, a większość z nich jest przyjazna także psom. Wydaje mi się, że tylko u mnie w okolicy jest inaczej" - mówi właściciel w rozmowie z BBC. Nie zauważa, żeby liczba klientów odwiedzających jego pub zmniejszyła się, dlatego nie widzi powodu, dla którego miałby zmienić podejście.
Czytaj też: Restauracja skarży się na rodziców. "Edukować czy kazać płacić?"