Kilka lat temu przekonali się o tym rodzice czteroletniej wówczas Gabrysi.
Spokojne przedpołudnie przerwał im telefon z przedszkola. Wychowawczyni ich córki poprosiła, by przyjechali ją odebrać, bo dziecko ma gorączkę i bardzo źle się czuje.
Gdy wrócili do domu mama dziewczynki próbowała zbić wysoką temperaturę lekami, które stosowała zawsze, gdy córka chorowała. Tyle, że tym razem leki nie zadziałały. Gabrysia stawała się coraz bardziej senna, apatyczna, ledwo mówiła, nie chciała ani jeść, ani pić.
Zanim mama zadzwoniła do zaprzyjaźnionej lekarki, by spytać, co w takiej sytuacji robić, zauważyła na ciele córki wysypkę, której nie sposób było powiązać z jakąkolwiek inną chorobą. Szybka reakcja lekarki na informacje o wysypce, trzeźwość umysłu rodziców, którzy wezwali pogotowie i błyskawiczne działanie lekarzy w szpitalu, do którego z sepsą meningokokową trafiła czterolatka, sprawiły, że dziewczynka żyje i ma się dobrze.
Choć tamtą diagnozę i walkę lekarzy o życie ich córki – rodzice Gabrysi woleliby wymazać z pamięci.
Zupełnie nieświadomi zagrożenia, które czyha na ich syna byli także rodzice trzyletniego Kuby. Chłopiec chorował na ospę. Po dwóch tygodniach leczenia choroba zamiast ustępować, tak jakby nabierała na sile, organizm chłopca ciągle dawał niepokojące sygnały. W końcu Kuba zaczął skarżyć się na silne bóle głowy, w zasadzie nie mógł nią poruszać, co najbardziej zaniepokoiło jego rodziców wiedzących, że sztywnosć karku może być objawem zapalenia opon mózgowych.
Gdy tylko zrozumieli, że to z czym walczy ich syn to już nie jest ospa, pojechali z dzieckiem do szpitala. Dopiero kiedy po kilku dniach, dzięki antybiotykom, stan chłopca się poprawił, lekarze wyjaśnili rodzicom, że ospa spowodowała obniżenie odporności dziecka. I właśnie wtedy malec musiał mieć kontakt z najprawdopodobniej nosicielem śmiercionoścnych meningokoków.
Niestety nie wszystkie historie kończą się happy endem. Bywa, że u niektórych dzieci rozwija się i sepsa i zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Zdarza się też, że choć życie dziecka zostaje ocalone, choroba doprowadza do trwałej niepełnosprawności,
Najgorsze jest jednak to, że nie ma miesiąca, by media nie donosiły o kolejnym śmiertelnym przypadku inwazyjnej choroby meningokokowej. Kilka tygodni temu z powodu sepsy zmarła 5-latka z Gdańska. Po jej śmierci profilaktycznemu leczeniu antybiotykiem poddano blisko 100 osób, w tym 44 dzieci, kolegów i koleżanki dziewczynki.
Dlatego czas reakcji na każde niepokojące objawy jest tak ważny. Inwazyjna choroba meningokokowa, jeśli nie zostanie w porę wykryta, w ciągu doby może doprowadzić do śmierci dziecka.
Specjaliści cały czas podkreślają, że bez wczesnego rozpoznania i leczenia śmiertelność może sięgać 70-80 procent.
Ale rodzice powinni pamiętać, że meningokoki wywołują nie tylko śmiertelnie niebezpieczną sepsę czy zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Odpowiadają również za zapalenie płuc,zapalenie stawów, zapalenie osierdzia i wsierdzia, zapalenie szpiku kostnego, zapalenie gardła i ucha środkowego, czy zakażenia w obrębie układu moczowo-płciowego i miednicy małej.
Bądźmy czujni!