Do nieszczęśliwego wypadku, jak początkowo sądzono, doszło pod koniec czerwca. 36-letnia Polka wraz z 7-letnim synem wypadli za burtę promu StenaLine płynącego do Szwecji. Dzięki natychmiastowej akcji ratowniczej, zatrzymaniu promu, spuszczeniu szalup, wezwaniu śmigłowców ratunkowych i dzięki zaangażowaniu statków znajdujących się w pobliżu promu, kobietę i jej syna udało się wyciągnąć z wody, ale oboje zmarli z wychłodzenia w szpitalu w Danii.
Nie ratowała, lecz zabiła
Początkowo media podawały, że chłopiec wpadł do wody, a bohaterska matka rzuciła się za nim, aby go ratować, Prawda okazała się jednak inna. Monitoring i zeznania świadków pozwoliły ustalić, że kobieta celowo wypchnęła do morza niepełnosprawnego syna, po czym sama rzuciła się za nim, chcąc popełnić samobójstwo.
Po kilku tygodniach trwania śledztwa w tej sprawie, wychodzą na jaw nowe informacje o Paulinie Sz. i jej synu. Lech był niepełnosprawny i miał zaburzenia spektrum autyzmu. O tym mówił jeden ze świadków - pasażerka promu, która zwróciła uwagę, że tak duże dziecko, jak on, jeździło po pokładzie w wózku.
Pasażerowie zeznawali również, że kobieta była smutna i przygnębiona, co również potwierdziło śledztwo. Według Fakt.pl, kobieta potrzebowała pomocy, choć - jak twierdziła - chodziła na terapię, która miała jej pomóc.
Czytaj również: Jak zginęli matka i syn na promie? Nagranie monitoringu pokazuje ich ostatnie chwile
Skoczyła do przepaści z dwójką dzieci. Dziewczynka płakała, ale matka podjęła już decyzję
Kurator spóźnił się o jeden dzień
Do kolejnych ustaleń dotarł Fakt.pl, powołując się na informacje z przedszkola i sądu rodzinnego. Paulina Sz. zwróciła uwagę wychowawczyń placówki, do której uczęszczał autystyczny Lech. Mimo zapewnień matki, że kontroluje sytuację, opiekunki postanowiły zgłosić sprawę do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sopocie (Paulina i synek mieszkali w Gdańsku, ale placówka znajduje się na terenie Sopotu). "Pracowników przedszkola zaniepokoiły możliwe zaniedbania w opiece nad nim" – cytuje Fakt.pl słowa sędziego Łukasza Zioły, rzecznika prasowego ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Pracownicy MOPS-u próbowali kilkakrotnie porozmawiać z kobietą, ale nie dostali się do mieszkania. Dlatego 22 czerwca zawiadomili sąd rodzinny, który już następnego dnia zlecił wywiad środowiskowy kuratora. Pojawił się on w mieszkaniu Pauliny dopiero tydzień później, czyli 30 czerwca, czyli dzień po tragedii. Informacja w tej sprawie wpłynęła do sądu 22 czerwca.
Jak czytamy na Fakt.pl, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku zarządził kontrolę, aby sprawdzić, dlaczego kurator zwlekał z wizytą u Pauliny Sz. Sprawdzane są też inne informacje o rodzinie. Podobno od dawna były tam problemy, a od 5 lat matka miała ograniczone prawa do dziecka. Z drugiej strony wiadomo, że samotnie wychowywała syna, którego ojciec przebywa na stałe za granicą. Była tłumaczką języka francuskiego, ale w ostatnim czasie nie pracowała.