12-letni Maysen od wielu dni odczuwał ogromny ból: nie mógł jeść, miał migrenę, jego mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Cierpiał, gdy musiał wstać z krzesła, choć i samo siedzenie sprawiało mu ból. Lekarze zbagatelizowali jego objawy i odesłali dziecko do domu. Dziś matka chce pozwać szpital za lekceważący stosunek do jego przypadku: u jej syna zdiagnozowano ciężką chorobę neurologiczną.
Spis treści
- Powiedzieli, że udaje, bo "nic do siebie nie pasuje"
- Raz na 100 tysięcy przypadków
- Przed chłopcem długie leczenie
Powiedzieli, że udaje, bo "nic do siebie nie pasuje"
Początkowo rodzina myślała, że to skutek wysiłku, ale gdy bóle nie przechodziły, matka chłopca, zaniepokojona jego stanem, zawiozła syna do lekarza. Ten zapisał leki i zasugerował, aby w razie nasilenia się objawów, chłopiec pojechał do szpitala. Gdy następnego dnia 12-latek stracił przytomność, jego mama zwiozła go na ostry dyżur. Tam jednak stwierdzono, że chłopiec cierpi na silne bóle wzrostowe. Zdaniem lekarzy objawy, które opisywał "nie pasowały do siebie", uznali więc, że udaje, żeby nie iść do szkoły.
Gdy kobieta wyszła ze szpitala, nie wiedziała co sądzić. Wierzyła, że jej syn nie udaje, ale z drugiej strony nie miała powodu, żeby nie ufać specjalistom. Jednak w drodze do domu Maysen zaczął bełkotać, a jego lewa część twarzy jakby opadła. Kobieta myślała, że dziecko doznało udaru i natychmiast zawróciła do szpitala. Musiała wezwać pomoc, bo chłopak nie był w stanie sam wyjść z auta.
Czytaj również: Badanie neurologiczne: co to jest, na czym polega i kiedy jest wskazane?
Z pozoru niegroźne, mogą świadczyć o poważnej chorobie. Jak rozpoznać objawy nowotworu u dziecka?
Raz na 100 tysięcy przypadków
Tym razem lekarze dokładnie zajęli się 12-latkiem. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych badań stwierdzili u niego zespół Guillaina-Barrégo, bardzo rzadką chorobę neurologiczną, powodującą przejściowy paraliż. Chorzy na tę dolegliwość (a dotyka ona zaledwie jednej do dwóch na 100 000 osób) odczuwają mrowienie kończyn, bóle mięśni aż w końcu ich paraliż, który może również uniemożliwiać oddychanie i zaburzać prawidłowe krążenie. Przyczyną takich groźnych objawów jest układ odpornościowy, który - zwykle po jakiejś infekcji - z nieznanych powodów atakuje układ nerwowy pacjenta.
W przypadku Maysena choroba zaatakowała również układ pokarmowy dlatego chłopiec musiał być karmiony sondą. Cały czas nie jest w stanie się ruszać, dlatego spędza czas przykuty do szpitalnego łóżka. Jego mama nie może znieść, że jej dotąd aktywny i pełen energii syn leży w pampersie i cierpi. "Po prostu ciężko jest na to patrzeć” - cytuje matkę Maysena magazyn People.com.
Przed chłopcem długie leczenie
Rodzice chłopca mają świadomość, że choroba zmieniła życie całej ich rodziny. Chłopca czeka długie leczenie - powrót do zdrowia pacjentów z zespołem Guillaina-Barrégo trwa od 6 do 12 miesięcy. Konieczna jest też rehabilitacja, której celem będzie przywrócenie władzy w mięśniach. W tej chwili nie jest w stanie wykonywać najprostszych, codziennych czynności, jak ubieranie się czy mycie. "To zdecydowanie jedna z najtrudniejszych rzeczy, z jakimi musieliśmy się zmierzyć. Ten mały chłopiec jest absolutnie najsilniejszym dzieckiem, jakie kiedykolwiek spotkałam” – mówi mama.
Kobieta postanowiła złożyć skargę na lekarzy, którzy podczas pierwszej wizyty jej dziecka zbagatelizowali jego objawy. Uważa, że były one na tyle poważne, że szpital nie powinien wypuścić go do domu bez dokładniejszych badań. Chce wiedzieć, dlaczego tak się stało i chce, aby jej doświadczenie pomogło zapobiegać podobnym przypadkom w przyszłości.
źródło: people.com. Kidspot.com.au