Facebookowa grupa zrzeszająca polskich rodziców dzieci z autyzmem, której przewodzi naturopata Adam Dyszy liczy 21 tysięcy członków. Głośno zrobiło się o niej po reportażu Aleksandry Pezdy, dziennikarki Newsweeka. W artykule Autyzm "leczy" wybielaczem. "Sprawa dla prokuratury" ujawniła szokujące praktyki mężczyzny, który mami rodziców dzieci autystycznych obietnicą, że "wyleczy" ich pociechy.
Przekonuje, że przyczyną autyzmu jest zatrucie metalami ciężkimi i pasożyty, których za wszelką cenę należy się pozbyć. Ci, których lekarze pozbawiają złudzeń, wolą zaufać komuś, kto obiecuje poprawę. Niestety, często kosztem zdrowia swoich dzieci.
Zobacz też: Boisz się, że to zachowanie malca to objaw autyzmu? Zobacz, kiedy możesz spać spokojnie
Spis treści
- "Zapewne słyszeliście, że autyzmu się nie leczy? Nasze doświadczenie pokazuje coś innego"
- "Co to może być?! Co wyszło z mojego dziecka?!"
- Przyczyny autyzmu nie mają nic wspólnego z dietą i pasożytami
"Zapewne słyszeliście, że autyzmu się nie leczy? Nasze doświadczenie pokazuje coś innego"
Tak skonstruowane zdanie to oczywista zachęta dla wszystkich rodziców dzieci z autyzmem. Ci, którzy chcą wierzyć, że zaburzenie neurorozwojowe, które zostało zdiagnozowane u ich dzieci, da się "wyleczyć" zrobią wiele, by poznać ten cudowny sposób. Nawet jeśli jest nim karmienie dziecka wybielaczem, stosowanie wody plazmowanej czy ciągłe odrobaczanie.
Mamieni wizją "wyzdrowienia" płacą za konsultacje, kupują pakiety butelkowanej wody plazmowanej, na grupie społecznościowej dzielą się swoimi historiami, które rzekomo mają dowodzić skuteczności "leczenia".
"Nasze doświadczenie wskazuje, że przyczyną zaburzeń u dziecka diagnozowanych jako autyzm jest zatrucie metalami ciężkimi oraz wpływ obecności pasożytów i grzybów oraz obciążenia szczepieniami. Każde dziecko jest inne, jednak dotychczas dzięki zastosowaniu podejścia do 'leczenia' poprzez głęboką detoksykację polegającą na usuwaniu metali ciężkich za pomocą wody plazmowanej oraz eliminacji pasożytów i grzybów udało się wprowadzić znaczącą poprawę w funkcjonowaniu dzieci z diagnozą autyzmu" - czytamy w opisie grupy.
Jak pokazuje dziennikarskie śledztwo, mężczyzna nie ma potrzebnego wykształcenia medycznego, ukończył jedynie szkolenie "Autyzm – diagnoza i pomoc terapeutyczna" oferowane przez Centrum Doskonalenia Zawodowego. Szkolenie kierowane jest do specjalistów i osób pracujących z dziećmi autystycznymi, tymczasem Adam Dyszy z zawodu jest elektronikiem.
Jednak to najwyraźniej nie przeszkadza rodzicom, którzy współtworzą grupę na Facebooku, a także odwiedzają stronę autyzmsieleczy.pl. W samych ciepłych słowach wypowiadają się o mężczyźnie, który twierdzi, że objawy autystyczne to najpewniej sprawka pasożyta, który wypuszczając toksyny do krwi, uwalnia je do mózgu dziecka.
Czytaj też: Życie jej syna zniszczyła zła diagnoza. "Przez 17 lat mówiono mi, że to autyzm"
"Co to może być?! Co wyszło z mojego dziecka?!"
Rodzice zrzeszeni na facebookowej grupie fotografują kupy swoich dzieci i pytają, co widać na zdjęciach. Od innych słyszą, że to właśnie pasożyty, które są według nich przyczyną autyzmu. Cała procedura "leczenia", choć nie zakłada wizyty u specjalisty, polega na regularnym odrobaczaniu dziecka.
Niektórzy wprost przyznają się do tego, że w celu "odtrucia" organizmu dziecka (który ma być zatruty przez metale ciężkie) i pozbycia się pasożytów, podają dziecku środki wybielające. Wierzą, że to pasożyty "ogłupiają układ nerwowy", przez co dziecko ma autyzm. Kompletna bzdura powtarzana w setkach postów w końcu przestaje brzmieć jak niedorzeczność, bo praktyka dezynfekowania domu boraksem a później stosowania go także do "leczenia" staje się coraz popularniejsza.
Już kilka lat temu o szokującym pomyśle "leczenia autyzmu wybielaczem" donosiły brytyjskie media. Jako pomysłodawców metody wymieniano jedną z sekt religijnych, której przewodził scjentolog Jim Humble.
Również zagraniczne grupy facebookowe pełne są porad dotyczących "leczenia" autyzmu wybielaczem. Ich założyciele przekonują, że dwutlenek chloru (który poleca się stosować niczym lekarstwo) ma pomóc pozbyć się pasożytów. Rodzice nierzadko aplikowali swoim dzieciom wybielacz w formie lewatywy, na dowód skuteczności działania pokazując kupę dziecka. Działaczka Emma Dalmayne postanowiła zgłosić jedną z grup, której działalność monitorowała. Uważa, że tym, co widzą rodzice, nie są żadne pasożyty, ale kawałki wnętrzności, które ulegają uszkodzeniu na skutek działania wybielacza.
Czytaj też: W epoce kamienia lepiej opiekowano się dziećmi, niż dziś. Naukowcy wskazują 3 punkty
Przyczyny autyzmu nie mają nic wspólnego z dietą i pasożytami
Jak to możliwe, że zamiast słuchać lekarzy, rodzice dzieci autystycznych są w stanie ryzykować zdrowie swojego dziecka, wierząc w obietnice mężczyzny, który przedstawia się jako naturopata?
Eksperci nie mają wątpliwości co do tego, że autyzm nie jest chorobą, ale zaburzeniem neurorozwojowym. Zatem nie ma mowy o "wyzdrowieniu' z autyzmu ani wyleczeniu - medycyna nie zna takich przypadków. Tym, co wiadomo, jest za to fakt, że głównym czynnikiem zwiększającym ryzyko autyzmu są geny.
Nie można pominąć takich czynników środowiskowych jak zaburzenia metaboliczne u matki (cukrzyca, niedoczynność tarczycy, nadciśnienie) czy niska masa urodzeniowa. Ani słowa o związku z pasożytami, metalami ciężkimi czy szczepionkami.
Skąd więc te zachwyty nad skutecznością kuracji proponowanej przez naturopatę? Dr Urszula Sajewicz-Radtke, pytana o tę kwestię przez dziennikarkę Newsweeka odpowiada, że istotnie dzieci w spektrum autyzmu częściej przejawiają problemy jelitowe i trudności z trawieniem.
- Rodzice myślą: to się zgadza, moje dziecko też ma biegunki i bóle brzucha, ten człowiek ma rację! I kiedy ktoś im obieca: ja cię z tych problemów wyciągnę – idą w to - mówi dr Urszula Sajewicz-Radtke.
Lektura wpisów rodziców, którzy na grupie dzielą się swoimi historiami, szokuje. Chyba jeszcze bardziej zaskakują obszerne wpisy publikowane na stronie autyzmsieleczy.pl
"Witam wszystkich jestem mamą 4 letniego syna z autyzmem. Wszystko zaczęło się po mmr… a właściwie to było gwoździem do trumny. Kiedy mówiłam lekarzom o swoich obawach jak syn się zachowuje, to oczywiście przesadzam…" - to fragment jednego z wpisów.
Wątek wiązania autyzmu ze szczepionkami w grupie zrzeszającej rodziców dzieci autystycznych jest dość powszechny. Mity na temat szczepionki skojarzonej przeciwko odrze śwince i różyczce, choć obalone m.in. w książce Briana Deera "Wojna o szczepionki. Jak doktor Wakefield oszukał świat", wciąż mają się dobrze.
Źródła: Newsweek.pl, Interia.pl
Czytaj też: Zaburzenia integracji sensorycznej: objawy i rodzaje zaburzeń sensorycznych