Czworaczki przyszły na świat 8 maja w Klinice Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. O tym radosnym wydarzeniu kilka dni później poinformował szpital w swoich mediach społecznościowych.
"Tak wyjątkowe chwile przeżywaliśmy w naszym szpitalu po raz pierwszy" – podkreślono w komunikacie.
Poród czworaczków w Toruniu w 33. tygodniu ciąży
Dzieci przyszły na świat przez cesarskie cięcie w 33. tygodniu ciąży.
- Wszystkie ciąże od trojaczej w górę zwykle kończą się cięciem cesarskim. I to nie dlatego, że nie można by urodzić drogami natury, ale ryzyko powikłań jest na tyle duże, że w dzisiejszych czasach rodzimy właśnie tym sposobem - tłumaczył prof. Krzysztof Preis z toruńskiej kliniki cytowany przez serwis polsatnews.pl.
Z uwagi na swoje wcześniactwo maluszki muszą więc jeszcze przed pewien czas pozostać na Oddziale Noworodków i Intensywnej Terapii Noworodka toruńskiego szpitala. Jak podkreśliła Ewa Chodakowska na antenie Polsat News, ordynatorka tego oddziału, dzieci są w różnym stanie.
- Dwójka z nich jest bardzo ciężko chora, jedno nadal na respiratorze z objawami infekcji, my im ratujemy życie – powiedziała.
Pierwsza na świat przyszła Zosia o najwyższej wadze z rodzeństwa – 1850 g. Następnie urodzili się Antoś (1640 g), Alicja (1320 g), a na koniec Amelka (1500 g).
Takie narodziny zdarzają się raz na 550 tys. przypadków
Jak podkreślają lekarze, poród czwórki maluszków naraz to wielki wysiłek dla mamy, a także ogromne wyzwanie dla lekarzy. Nie każdy chce się podjąć prowadzenia takiej ciąży.
Właśnie dlatego mama czworaczków została skierowana do Torunia, gdzie trafiła pod opiekę prof. Krzysztofa Preisa, zajmującego się mnogimi ciążami. Wcześniej wielu lekarzy odmówiło kobiecie prowadzenia ciąży. Ciąża czworacza jest bardzo rzadka. Według statystyk medycznych zdarza się raz na 550 tys. przypadków.
Kiedy czworaczki z Torunia opuszczą szpital?
Jak przekazała reporterce Polsat News ordynatorka oddziału, w którym przebywają czworaczki, potrzeba jeszcze czasu, by dzieci wyszły do domu.
- Zostaną wypisane, kiedy będą sprawne. Będą sprawnie jeść, chociażby przez smoczek, będą miały dwa kilogramy, kiedy będą trzymały temperaturę – wyjaśniła.
Trzymamy kciuki za Zosię, Antosia, Alicję i Amelkę, oby jak najszybciej wróciły do domu tak jak czworaczki z Łodzi, których historię opisywaliśmy na naszym portalu. Kilka dni temu ostatni z rodzeństwa Tymuś, szczęśliwie opuściła szpital Matki Polki. W chwili narodzin ważył tylko 770 g.