Wojtuś ma 4 lata i 6 operacji serca za sobą. Teraz potrzebuje kolejnej - bez niej umrze
Gdy się urodził, w jego sercu wszystko było na opak. Żaden lekarz w Polsce i Europie nie chciał się podjąć leczenia chłopca. Pomoc uzyskał dopiero w USA, gdzie 2,5 roku temu przeszedł pełną korekcję wad serduszka. Niestety teraz potrzebuje kolejnej operacji. Trwa wyścig z czasem.
Wojtuś Sadowski ze Zgierza (województwo łódzkie) na pozór wydaje się być zupełnie zdrowym chłopcem. Chodzi do przedszkola, bawi się z ukochanym bratem, lubi grać na gitarze. Jednak w swoim krótkim życiu przeszedł już więcej operacji serca niż ma teraz lat.
Teraz czaka go kolejna siódma operacja, ponieważ zastawka w chorym serduszku chłopca zaczęła niedomagać. W ciągu kilku miesięcy Wojtuś musi trafić na stół operacyjny w Stanford w Stanach Zjednoczonych. W przeciwnym razie umrze.
Wojtuś to prawdziwy bohater. Przeszedł 6 operacji na otwartym sercu
„Nasz synek walczy o życie od pierwszej chwili na tym świecie. Na badaniu połówkowym usłyszeliśmy, że nasze dziecko zamiast żyć, po narodzinach może umrzeć - z powodu wady serca. Te różnią się stopniem złożenia i śmiertelnością. Wojtuś okazał się być bardzo trudnym przypadkiem, w jego serduszku wszystko było na opak” – czytamy w opisie zbiórki na portalu siepomaga.pl.
Chłopiec przeszedł 5 operacji w kraju, po czym stanął po raz 6. do walki — najcięższej operacji, której w Polsce praktycznie się nie wykonuje. Próby ratowania dwóch komór podjął się profesor Frank Hanley z Lucile Packard Children’s Hospital wraz ze swoim zespołem.
„Strach, kiedy Wojo wyjeżdżał na operacje, był nie do opisania. Do dziś pamiętam ołowianą rurę w gardle, musiałam sobie przypominać, żeby w ogóle oddychać. Serce mówiło — łap go na ręce i uciekaj, a rozsądek — stój, przecież jest w najlepszym miejscu na świecie. To jego szansa na życie. Tata Wojtka był spokojny. Wiedział, że wszytko będzie dobrze” – wspomina mama chłopca.
Według polskich kardiochirurgów operacja miała się nie udać, chłopiec miał umrzeć. Na szczęście tak się nie stało. Operacja zakończyła się pełnym sukcesem.
Potrzebna kolejna operacja w Stanford. Jej koszt jest ogromny
Przed wykonaniem pełnej korekty serca profesor Hanley powiedział rodzicom, że Wojtuś będzie żył jak normalne dziecko, aż do momentu kiedy urośnie na tyle, że zastawka przestanie mu wystarczać i będzie trzeba mu ją wymienić.
„Niestety ostatni rezonans i echo serca wykazały znacznie zwężenie na zastawce płucnej, zwiększenie gradientu do 80 mm Hg, gdzie prawidłowa wartość to ok. 24 mm Hg. Wysłaliśmy wyniki badań do szpitala w Stanford. Kilka dni temu dostaliśmy odpowiedź, że to już czas - zastawkę trzeba wymienić" – tłumaczy mama chłopca.
„Ze względu na możliwe powikłania musimy raz jeszcze lecieć do kliniki w Stanach i musimy zrobić to jak najszybciej! To było, jakby ktoś wbił nam nóż w plecy... Wymiana była planowana dopiero za trzy lata. Jednak czasem się tak zdarza, kiedy dziecko rośnie, przy skomplikowanych warunkach anatomicznych serca, że zastawka wapnieje i przestaje działać” - dodaje.
Koszt operacji oszacowany został na ponad 4 miliony złotych. Bez tej kosztownej operacji w przeciągu 4-6 miesięcy wytworzy się nadciśnienie płucne, prawa komora serca Wojtusia przerośnie do takiego stopnia, aż jego serce stanie się niewydolne i się zatrzyma.
„To co zrobiliśmy do tej pory kosztowało nas dużo wysiłku, przede wszystkim Wojtka kosztowało bo musiał to znieść. Mam nadzieję , że będzie mógł dorosnąć, zostać nastolatkiem, może mieć swoje dzieci, tego chcę” – powiedziała zrozpaczona mama Wojtusia na antenie TVP3 Łódź
Czasu nie ma, a zbiórka na operację idzie bardzo powoli. Jeśli chcesz pomóc małemu wojownikowi, odsyłamy na platformę siepomaga.pl do zbiórki Wojtusia Sadowskiego.
